Karol Nawrocki może nie dotrzymać kluczowej obietnicy. "Budżet tego nie udźwignie"
Sztandarowy postulat obniżki cen prądu o 33 procent, forsowany przez prezydenta Karola Nawrockiego, okazał się dla budżetu państwa niezwykle kosztowny. Choć obietnica jest atrakcyjna politycznie i społecznie, to jej realizacja w postaci zmniejszenia stawki podatku VAT na energię elektryczną z 23 do 5 procent, może pochłonąć w przyszłym roku nawet 14 miliardów złotych.
Ambitne plany Karola Nawrockiego a chłodna kalkulacja
Obietnica znacznego obniżenia cen energii elektrycznej, aż o 33 procent, była jednym z kluczowych elementów kampanii prezydenckiej Karola Nawrockiego. Polityczne kalkulacje okazały się trafne – temat kosztów prądu, które obciążają budżety domowe i przedsiębiorstw, jest niezwykle wrażliwy społecznie i może przynieść poparcie. Projekt ustawy, który prezydent przedstawił 7 listopada, zakłada szeroki pakiet rozwiązań, które miałyby realnie wpłynąć na ostateczną wysokość rachunków.
Mowa tu o zniesieniu wielu dodatkowych opłat, takich jak opłata OZE (za odnawialne źródła energii), opłata mocowa, kogeneracyjna czy przejściowa, które stanowią istotny element ceny końcowej. Prezydencki pakiet przewiduje również reformę systemu certyfikatów, mającą na celu ograniczenie kosztów starych mechanizmów wsparcia, oraz obniżenie opłat dystrybucyjnych poprzez zmniejszenie marż i kosztów przesyłu.
Dodatkowo planowane jest wprowadzenie nowych zasad bilansowania, dzięki którym koszty niezbilansowania ponosiliby wyłącznie ich sprawcy, a nie wszyscy odbiorcy. Całość pakietu ma na celu nie tylko doraźne zmniejszenie rachunków, ale i systemowe uporządkowanie rynku energii.

Wszystkie te działania mają jednak tylko część wpływu na ostateczną cenę prądu. Drugim kluczowym i jednocześnie najbardziej kosztownym elementem prezydenckiej propozycji, jest obniżka stawki VAT na energię elektryczną z obecnych 23 procent do 5 procent. To właśnie ten postulat wywołał największy niepokój w rządzie, a zwłaszcza w Ministerstwie Finansów, które od razu przystąpiło do szacowania potencjalnego ubytku w budżecie państwa.
Koszty realizacji tej propozycji, oszacowane przez resort finansów, są gigantyczne – to nawet 14 miliardów złotych rocznie. Tak ogromna kwota jest uderzeniem w plany finansowe rządu, który ma już gotowy budżet na przyszły rok.
W rozmowie z „Faktem” ekspert do spraw energetyki, Rafał Zasuń ocenił, że tak duży ubytek dochodów jest "nie do udźwignięcia" w obecnej sytuacji, ponieważ wymagałoby to albo znaczącego obcięcia innych wydatków, albo powiększenia deficytu budżetowego.
— Do udźwignięcia nie jest, bo przyszłoroczny budżet jest już gotowy i teraz to nie jest czas na jego nowelizację i na powiększanie deficytu, bo jedynym sposobem byłoby albo obcięcie wydatków gdzie indziej, albo zwiększenie deficytu — przyznał ekspert. — Problem polega na tym, że politycy chcieliby mieć wszystko, i wysokie wydatki, i niskie ceny prądu, i inwestycje, ale tak się nie da. To jest zawsze wybór pomiędzy jakimiś wartościami — dodał.
Gigantyczne koszty ulgi podatkowej
Kwestia obniżenia VAT na prąd do 5 procent to nie tylko problem finansowy, ale także poważny dylemat polityczny. Czy w obliczu trudnej sytuacji budżetowej i wysokich kosztów utrzymania państwa, można pozwolić sobie na tak znaczną ulgę kosztem dochodów? Kwota 14 miliardów złotych to suma, która robi wrażenie i nie może zostać zignorowana przy planowaniu wydatków publicznych.

Oznacza to potencjalne przesunięcia w innych sektorach lub ryzyko dalszego zadłużania państwa. Rafał Zasuń, redaktor naczelny portalu Wysokie Napięcie, podkreśla, że na przyszły rok, w kontekście już uchwalonego budżetu, „na pewno nic się już nie da zrobić” w kwestii tak dużej obniżki VAT.
Ekspert zauważa również, że decyzja ta jest zawsze wyborem pomiędzy różnymi wartościami: utrzymaniem stabilności finansowej państwa a zaspokojeniem oczekiwań społecznych dotyczących niższych cen.
Na przyszły rok na pewno nic się już nie da zrobić, bo — jak mówiłem — budżet jest gotowy. W 2027 r. można się zastanawiać, jak gospodarstwom domowym zrekompensować podwyżki cen energii. Oczywiście mówimy o takich podwyżkach, które byłyby dla nich realnie trudne do udźwignięcia. Jeżeli rachunek za prąd wzrośnie o 20 zł miesięcznie, czyli mniej więcej o koszt paczki papierosów, to nie jest to kwota, na którą przeciętne gospodarstwo domowe nie może sobie pozwolić. Natomiast jeżeli mówimy o wzrostach rzędu 100 zł miesięcznie, to już zaczyna być problem — mówił ekspert w rozmowie z Faktem.
Realne możliwości budżetu a propozycja Karola Nawrockiego
Choć pakiet prezydenckich propozycji, zwłaszcza w zakresie zniesienia dodatkowych opłat i reformy systemu certyfikatów, wydaje się krokiem w dobrą stronę, to obietnica obniżenia VAT do 5 procent pozostaje w sferze nierealnych pobożnych życzeń, przynajmniej w najbliższym czasie.
Trzeba wprost powiedzieć, że budżet państwa, w obecnej kondycji i przy gotowym planie finansowym na kolejny rok, nie jest przygotowany na ubytek 14 miliardów złotych w dochodach podatkowych. Nawet jeśli obniżka cen prądu jest celem godnym pochwały, to jej realizacja musi być odpowiedzialna i uwzględniać możliwości finansowe państwa. Populizm ma swoją cenę, a w tym przypadku jest ona zatrważająco wysoka.
Przejęcie części opłat przez budżet to nie jest zły pomysł. Tak zrobili Niemcy: mieli bardzo wysoką opłatę OZE, bo intensywnie inwestują w odnawialne źródła energii. Początkowo była doliczana do rachunków, a od około dwóch lat pokrywa ją budżet federalny. To rozwiązanie prostsze i bardziej przejrzyste — wskazuje Zasuń w rozmowie z Faktem.
Zasady bilansowania budżetu są bezwzględne, a powiększenie deficytu czy drastyczne cięcia w innych sferach, mogłyby wywołać nieprzewidziane skutki makroekonomiczne. Inwestycje w transformację energetyczną (przejście na bardziej ekologiczne i zrównoważone źródła energii), które są kluczowe dla przyszłej stabilności cenowej i bezpieczeństwa energetycznego, również wymagają znacznych środków.