Białorusini o warunkach pracy w polskim magazynie. Kary finansowe to nie wszystko
Praca w magazynach miała być szybkim sposobem na zarobek i bezpieczny start w Polsce, lecz relacje cudzoziemców pokazują zupełnie inny obraz. Za fasadą prostych zasad kryją się mechanizmy, które wielu zaskakują już w pierwszych tygodniach. Co tak naprawdę dzieje się na halach, do których trafiają nowi pracownicy i dlaczego tak rzadko mówią o tym głośno?
Rynek pracy, który przyciąga, ale nie pokazuje wszystkiego
Praca w polskich magazynach od lat jest jednym z najłatwiej dostępnych zajęć dla osób przyjeżdżających zza granicy. Nie wymaga doświadczenia, edukacji ani znajomości języka. Wielu kandydatów trafia tam jeszcze w pierwszych dniach po przyjeździe, licząc na szybki zarobek i stabilność. W ofertach najczęściej powtarzają się te same hasła: legalne zatrudnienie, pewne godziny, wysoka frekwencja zmian i dodatkowe premie.
Dla pracowników z krajów takich jak Białoruś czy Ukraina są to obietnice, które trudno przeoczyć – szczególnie w sytuacji, gdy chcą jak najszybciej ułożyć sobie życie finansowe. Jednak dopiero po rozpoczęciu pracy okazuje się, że codzienność wygląda inaczej, niż zapewniano. To właśnie ten moment zderzenia oczekiwań z rzeczywistością staje się punktem zwrotnym dla wielu nowych osób.

Kary, normy i systemy, które budzą najwięcej emocji
Im dłużej pracownicy pozostają na magazynach, tym więcej dostrzegają mechanizmów, które znacząco wpływają na wypłaty i komfort pracy. Najczęściej wspominane są potrącenia za rzekome uszkodzenia, systemy norm trudnych do wykonania, a także premie, które często okazują się nieosiągalne.
Jednym z najbardziej kontrowersyjnych rozwiązań są kary za szkody sprzętowe. Jak opowiedział MOST jeden z Białorusinów, który pracował w Polsce w kilkunastu magazynach, w jednej z jego prac obowiązywała zasada: jeśli sprzęt zostanie znaleziony uszkodzony na twojej zmianie, to ty za to zapłacisz. Pracownik opowiedział, że nawet nagranie z monitoringu nie zawsze wystarczało, by udowodnić, że winy nie ponosi pracownik. W jego przypadku uszkodzenie wyceniono na 12 tys. zł, a on sam miał pokryć 10 proc.
Próbowałem protestować i powiedziałem, że pójdę do sądu. Usłyszałem: ‘Możesz iść do sądu, ale zwykli pracownicy takich spraw nigdy nie wygrywają’ – przekazał pracownik cytowany przez MOST.
Podobne sytuacje dotyczą również niedoborów towaru. Jeśli przekroczony zostanie tzw. procent strat, różnica może być wyrównana z kieszeni pracowników. Białorusin opowiedział, że pracował w miejscu, gdzie niedobory sięgały 110 tys. zł, a decyzja o potrąceniach wciąż wisiała nad personelem.
Nie brakuje również wewnętrznych systemów, które według relacji pracowników mają charakter nieformalnych kar. W niektórych miejscach stosowano tzw. „minus-godziny” – jeśli ktoś popełnił błąd, koordynator polecał mu zapisać mniejszą liczbę przepracowanych godzin. Wypłata była później odpowiednio niższa, mimo że pracownik fizycznie był na hali pełną zmianę. Czy takie praktyki można łatwo zakwestionować? Dlaczego tak wielu pracowników rezygnuje z prób walki o swoje prawa?
Gdzie kończy się regulamin, a zaczyna nadużycie? Pracownicy mówią, jak wygląda to w praktyce
Najczęściej powtarzająca się opinia jest taka sama: pracownicy nie znają swoich praw i boją się konsekwencji, dlatego rzadko decydują się zgłaszać nadużycia. Wielu nie wie, gdzie szukać pomocy, a dodatkowym utrudnieniem jest brak znajomości języka.
Z relacji wynika, że poza karami finansowymi problemem są także warunki organizacyjne. Wiktor, który przyszedł na magazyn, aby odłożyć na studia, w rozmowie z MOST przekazał, że usłyszał podczas rekrutacji, że miesięczne zarobki mogą sięgać nawet 8–9 tys. zł. Tymczasem w pierwszych dwóch tygodniach pracował… jedynie dwa–trzy razy, bo grafik układano z dnia na dzień, często odwołując zmiany w ostatniej chwili.
Nowym pracownikom trudno było więc osiągnąć sensowną liczbę godzin, a jednocześnie – gdy rzeczywiście musieli zrezygnować ze zmiany – groziła im kara 200 zł, jeśli nie dostarczyli L4 na czas. Wiktor tłumaczył, że często było to niewykonalne:
Jeśli masz zmianę o 6 rano i budzisz się chory, fizycznie nie zdążysz zdobyć tego zaświadczenia. To nierealne – mówił.

W niektórych magazynach wprowadzano również systemy kontroli czasu spędzonego w toalecie – na 12 godzin pracy przysługiwało maksymalnie 15 minut. Każde wejście rejestrowała karta pracownika.
Wszystkie te elementy składają się na obraz rynku, który z jednej strony wciąż oferuje potężne zapotrzebowanie na pracowników, a z drugiej – pozostaje pełen niejasnych zasad i praktyk balansujących na granicy prawa.
To właśnie dlatego cudzoziemcy coraz częściej przyznają, że zanim zaczną szukać pracy, uczą się jednego: jak rozpoznać, czy magazyn, do którego idą, naprawdę oferuje stabilne i uczciwe warunki, czy tylko sprawia takie wrażenie.