Polacy jedzą to przy świątecznym stole na potęgę. Jest warte niemałą fortunę
Na polskich stołach pojawia się od pokoleń, ale jego znaczenie dawno wykroczyło poza tradycję. Przed świętami sprzedaż rośnie lawinowo, a cały sektor wchodzi w najbardziej intensywny okres roku. Co naprawdę kryje się za tym kulinarnym zwyczajem i dlaczego mówi się o nim coraz częściej w kontekście wielkich pieniędzy?
- Wigilijny zwyczaj, który urósł do rangi rynku
- Grudniowy test dla branży. Kto jest gotowy na boom?
- Polska w światowej czołówce. Tysiące ton, setki milionów złotych i konkretne liczby
Wigilijny zwyczaj, który urósł do rangi rynku
Dla wielu rodzin to oczywisty element świątecznego menu, często przygotowywany od lat w niemal niezmienionej formie. Wigilijna ryba stała się symbolem tradycji, ale z perspektywy gospodarki to znacznie więcej niż kulinarny rytuał. Grudzień to moment, w którym cały segment rynku spożywczego związany z tym produktem przyspiesza w sposób zauważalny nawet dla osób spoza branży.
Zakupy robione są często na ostatnią chwilę, a popyt kumuluje się w krótkim czasie. To powoduje, że producenci i sieci handlowe przygotowują się do tego okresu z dużym wyprzedzeniem. Logistyka, zakontraktowane dostawy surowca, moce przerobowe – wszystko musi zagrać idealnie, bo margines błędu w grudniu jest minimalny.
Co istotne, popularność tej ryby nie ogranicza się wyłącznie do jednego dnia w roku. Od kilku lat widać, że coraz częściej trafia ona na stoły także poza okresem świątecznym. Zmienia się sposób konsumpcji, oferta produktów i podejście konsumentów, którzy zaczynają zwracać uwagę nie tylko na cenę, ale też na jakość i pochodzenie.

Grudniowy test dla branży. Kto jest gotowy na boom?
Okres przedświąteczny to prawdziwy sprawdzian dla całego sektora przetwórstwa rybnego. Popyt rośnie skokowo, a firmy muszą reagować błyskawicznie, by nie dopuścić do braków na półkach. Dla producentów to jednocześnie największa szansa na zysk i moment największego ryzyka.
Znaczenie mają nie tylko moce produkcyjne, ale też dostępność surowca i zdolność do jego szybkiego przetworzenia. W ostatnich latach coraz większą rolę odgrywają także certyfikaty i standardy zrównoważonych połowów, które wpływają na decyzje zakupowe części klientów oraz na możliwości eksportowe firm.
Rynek stał się mocno konkurencyjny. Konsumenci mają dziś do wyboru szeroką gamę produktów – od klasycznych form, przez gotowe dania, aż po wersje premium. To wymusza na producentach ciągłe inwestycje i rozwój oferty. Kto nie nadąży, wypada z gry. Ale kto tak naprawdę rozdaje karty i gdzie są największe pieniądze?
Polska w światowej czołówce. Tysiące ton, setki milionów złotych i konkretne liczby
Skala zjawiska jest znacznie większa, niż może się wydawać. Polski rynek zużywa rocznie ponad 100 tysięcy ton tej ryby, co czyni ją absolutnym liderem w krajowym spożyciu. Odpowiada ona za około 20 procent całej konsumpcji ryb i owoców morza w Polsce, wyprzedzając nawet tak popularne gatunki jak mintaj. Statystyczny Polak zjada dziś 2,7 kilograma rocznie, podczas gdy jeszcze dekadę temu było to niespełna 2 kilogramy.
Równie imponująca jest produkcja. Polscy przetwórcy wytwarzają blisko 40 tysięcy ton produktów śledziowych rocznie, co stanowi jedną czwartą światowej produkcji certyfikowanej przez Marine Stewardship Council (MSC). To stawia Polskę w ścisłej światowej czołówce i czyni ją realną śledziową potęgą eksportową.

Najwięksi gracze rynku to firmy Mirko, Seko i Graal. Mirko posiada najszerszą ofertę produktów z certyfikatem MSC, Seko jest jedyną spółką z branży przetwórstwa rybnego notowaną na GPW, a Graal pozostaje największym producentem konserw rybnych w Europie. Produkty trafiają głównie do Niemiec oraz krajów Europy Środkowej, a udział certyfikowanych wyrobów na polskim rynku wzrósł w dwa lata z 17,9 do 25,5 procenta.
Ceny przed świętami są mocno zróżnicowane. Świeże płaty kosztują od około 25 do 27 zł za kilogram, natomiast gotowe produkty wahają się od 18 do nawet 38 zł za kilogram, w zależności od formy. Najdroższe pozostają matiasy, czyli młode śledzie przed tarłem, poławiane głównie w Norwegii, dostępne sezonowo i w ograniczonych ilościach.
Choć dla wielu Polaków to wciąż przede wszystkim element wigilijnej tradycji, w rzeczywistości mówimy o ogromnym rynku wartym setki milionów złotych, w którym Polska odgrywa kluczową rolę na świecie. Rosnące spożycie, silny eksport i dominacja kilku dużych graczy pokazują, że za tym kulinarnym symbolem stoją potężne pieniądze i dobrze naoliwiona machina biznesowa.