Nowa opcja w Ryanair. Rezerwując bilet, zapłacisz tylko połowę ceny. Jest w tym ukryty haczyk
Tanie linie lotnicze od lat umożliwiają Polakom podróżowanie po całym świecie w niskich cenach. Ma to wiele zalet, turystyka stała się bowiem zdecydowanie bardziej dostępna niż kiedyś. Firmy chętnie walczą o klientów, uruchamiając kolejne atrakcyjne programy. Teraz w Ryanairze można kupić bilet za pół ceny, trzeba jednak spełnić warunek.
Polacy chętnie latają samolotem
Polski rynek lotniczy nie tylko odrobił straty po globalnym załamaniu wywołanym pandemią, ale wręcz przeżywa bezprecedensowy boom. Z danych Urzędu Lotnictwa Cywilnego (ULC) wynika, że polskie lotniska notują kolejne rekordy, a wzrosty liczby pasażerów w 2024 roku regularnie przekraczają kilkanaście procent rok do roku. Wróciliśmy do podróżowania z ogromną intensywnością, a nasz apetyt na zagraniczne wyjazdy wydaje się nienasycony.
Gdzie latamy najchętniej? Niezmiennie od lat królują kierunki południowe. Absolutnym hitem są Włochy, z lotniskami w Bergamo, Rzymie czy Neapolu przeżywającymi oblężenie. Tuż za nimi plasuje się Hiszpania, głównie Barcelona, Alicante i Malaga, oraz Grecja. Coraz mocniej na tej mapie zaznacza się Turcja, która przestała być domeną wyłącznie biur podróży. Drugim filarem tego wzrostu są krótkie, kilkudniowe wypady, tzw. city breaks. Polacy masowo odwiedzają europejskie stolice, takie jak Londyn, Paryż czy Wiedeń, często wylatując w piątek i wracając w niedzielę.

Ten dynamiczny rozwój napędzany jest niemal wyłącznie przez niskokosztowych przewoźników (LCC, czyli Low-Cost Carriers). Jesteśmy społeczeństwem bardzo wrażliwym na cenę, co model biznesowy tanich linii idealnie wykorzystuje. Wolimy zrezygnować z darmowego posiłku czy napoju na pokładzie, aby zaoszczędzić na samym przelocie. Efekt? Tanie linie lotnicze, głównie Ryanair i Wizz Air, mają dziś w Polsce dominujący udział w rynku, na wielu lotniskach regionalnych przekraczający 70 proc. całego ruchu.
Tanie linie lotnicze wiodą prym
Mówiąc o tanim lataniu nad Wisłą, myślimy głównie o dwóch graczach: Ryanair i Wizz Air. To ten irlandzko-węgierski duopol rozdaje karty na większości polskich lotnisk, tocząc nieustanną wojnę cenową. Niekwestionowanym liderem jest jednak Ryanair. Irlandzki przewoźnik, posiadający w Polsce kilka baz operacyjnych, przewozi najwięcej pasażerów i dysponuje najszerszą siatką połączeń. Węgierski Wizz Air depcze mu po piętach, skupiając się historycznie mocniej na Europie Środkowo-Wschodniej, choć obecnie również agresywnie rozwija siatkę na południe i zachód.
Model biznesowy obu firm jest niemal identyczny i opiera się na tzw. unbundlingu, czyli rozbiciu usługi na czynniki pierwsze. Cena bazowa biletu, którą widzimy w wyszukiwarce, obejmuje dziś wyłącznie przelot z punktu A do B z małym bagażem podręcznym, mieszczącym się pod fotelem. Wszystko inne to usługa dodatkowa, za którą trzeba słono zapłacić. To właśnie te przychody dodatkowe (ancillary revenue) stanowią fundament zysków LCC, często sięgając 40 proc. całości przychodów firmy. Ryanair doprowadził tę strategię do perfekcji.

Płacimy za wybór miejsca, bez którego system celowo rozsadza członków rodziny po różnych końcach samolotu. Płacimy za pierwszeństwo wejścia na pokład (priority boarding), które jest tak naprawdę jedyną opcją wniesienia na pokład małej walizki kabinowej. Płacimy wreszcie krocie za bagaż rejestrowany. Polowanie na tanie bilety lotnicze stało się dla wielu niemal sportem. Jak robić to skutecznie? Absolutnym kluczem jest elastyczność. Ceny biletów oparte są na skomplikowanych algorytmach dynamicznych, które windują stawki w okresach wzmożonego popytu. Podróżowanie w środku tygodnia, na przykład we wtorek lub środę, jest niemal zawsze tańsze niż wylot w piątek czy niedzielę.
Warto rezerwować bilety z odpowiednim wyprzedzeniem, przy czym "złoty środek" to zazwyczaj od sześciu do ośmiu tygodni przed wylotem. Wbrew obiegowym mitom, czyszczenie ciasteczek czy tryb incognito w przeglądarce mają znikomy wpływ na cenę. Algorytmy reagują głównie na ogólny popyt na dany kierunek, a nie na nasze indywidualne wyszukiwania. Najnowsza oferta Ryanaira skusi wielu podróżnych, to okazja na rozłożenie opłat.
Zobacz: Zmasowany atak Rosji na Ukrainę. O świcie Polska poderwała myśliwce, zamknięto dwa lotniska
Ryanair z nową ofertą dla podróżnych
Agresywna polityka cenowa Ryanaira nie wzięła się znikąd. Stoi za nią postać Michaela O'Leary'ego, wieloletniego i niezwykle kontrowersyjnego prezesa, który zrewolucjonizował europejskie lotnictwo. O'Leary zasłynął z cięcia kosztów do absolutnego minimum i pomysłów, które wydawały się absurdalne, jak opłaty za toaletę czy miejsca stojące w samolotach. Choć wiele z nich było jedynie chwytami marketingowymi, polityka firmy jest jasna: bilet bazowy jest tani, ale klient zapłaci za wszystko inne.
Teraz Ryanair sięga po kolejny mechanizm, tym razem zaczerpnięty z dynamicznie rosnącego rynku e-commerce. Mowa o trendzie "Kup teraz, zapłać później" (BNPL - Buy Now, Pay Later). Usługi takie jak Klarna, PayPo czy Allegro Pay stały się w Polsce niezwykle popularne. Pozwalają na natychmiastowy zakup produktu i odroczenie płatności o 30 dni lub rozłożenie jej na raty. Psychologiczny efekt jest potężny, konsument otrzymuje gratyfikację natychmiast, a ból płatności jest odsunięty w czasie. Niesie to jednak ogromne ryzyko, szczególnie dla młodszych konsumentów, którzy łatwo wpadają w spiralę zadłużenia, kupując ponad stan.
Ryanair postanowił zaadaptować ten trend, ale na własnych, rygorystycznych zasadach. Jak donosi portal Fly4Free, irlandzki przewoźnik wprowadza opcję, która pozwala pasażerom zapłacić tylko 50 proc. ceny biletu w momencie rezerwacji. Na pierwszy rzut oka brzmi to jak idealne rozwiązanie, zwłaszcza przy planowaniu drogich, rodzinnych wakacji. Diabeł, jak zwykle u Ryanaira, tkwi w szczegółach. Po pierwsze, opcja ta jest dostępna tylko dla rezerwacji dokonywanych z minimum 45-dniowym wyprzedzeniem. Po drugie, i to jest kluczowy haczyk, pozostałą kwotę należy uregulować najpóźniej na 40 dni przed wylotem. Nie jest to więc klasyczna płatność ratalna rozłożona na miesiące, ani nawet odroczenie płatności do czasu bliżej wylotu.
Jeśli rezerwujemy bilet dokładnie 45 dni przed podróżą, na dopłatę drugiej połowy mamy zaledwie pięć dni. Warto mieć na uwadze, że możliwość płatności w ratach nie dotyczy rezerwacji obejmujących usługi świadczone przez zewnętrznych dostawców, takich jak wynajem samochodu, parking przy lotnisku, transfery czy ubezpieczenie podróżne. Jedynym wyjątkiem jest usługa Fast Track, mimo że oferuje ją lotnisko, nadal można za nią zapłacić w dwóch ratach.
Najistotniejszym ograniczeniem jest jednak brak dostępności płatności ratalnej przy taryfie Basic. Z tej formy płatności mogą skorzystać wyłącznie osoby wybierające taryfę Standard, Plus lub Flexi Plus.