biznes finanse video praca handel Eko Energetyka polska i świat O nas
Obserwuj nas na:
BiznesINFO.pl > Finanse > W PRL-u były hitem, a dziś są warte fortunę. Tej biżuterii poszukują kolekcjonerzy
Julia Bogucka
Julia Bogucka 11.11.2025 06:20

W PRL-u były hitem, a dziś są warte fortunę. Tej biżuterii poszukują kolekcjonerzy

W PRL-u były hitem, a dziś są warte fortunę. Tej biżuterii poszukują kolekcjonerzy
Fot. Comstock Images/Photo Images/CanvaPro

Sentyment za minioną epoką napędza rynek kolekcjonerski. Pamiątki z czasów PRL-u, które przez lata kurzyły się w szufladach, dziś osiągają zawrotne ceny. Szczególnie pożądane są niektóre rodzaje biżuterii. Jej wartość, nierzadko idąca w tysiące złotych, potrafi zaskoczyć niejednego posiadacza starych pudełek z pamiątkami po dziadkach.

Polacy przeżywają fascynację okresem PRL

Obecny renesans zainteresowania przedmiotami z czasów Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej to fascynujący fenomen społeczny i rynkowy. Psychologowie tłumaczą to zjawisko siłą nostalgii, która niekoniecznie jest tęsknotą za realiami politycznymi czy gospodarczymi epoki, ale raczej idealizowanym obrazem własnej młodości lub dzieciństwa. W czasach dynamicznych zmian, cyfrowego przesytu i wszechobecnej nietrwałości, przedmioty z PRL-u stają się synonimem stabilności, prostoty i czasów, które, w odległym wspomnieniu, wydają się bezpieczniejsze i bardziej "ludzkie".

To mechanizm ucieczki od skomplikowanej teraźniejszości. W odróżnieniu od dzisiejszej kultury nadmiaru i błyskawicznej konsumpcji, tamte przedmioty miały "duszę", były trwałe i projektowane na lata. Co ciekawe, zjawisko to dotyka dwóch pokoleń. Starsi, pamiętający tamte lata, szukają sentymentalnej podróży do czasów młodości. Młodsi, dla których PRL jest już czystą historią, postrzegają ten design jako egzotyczny, unikalny i autentyczny styl retro, stanowiący przeciwwagę dla zunifikowanej, globalnej estetyki.

W PRL-u były hitem, a dziś są warte fortunę. Tej biżuterii poszukują kolekcjonerzy
Fot. Dawid Wolski/East News

Ten trend, obecny w modzie, designie wnętrz i muzyce, w naturalny sposób przenosi się na rynek kolekcjonerski. Przedmioty codziennego użytku, meble, ceramika z Włocławka, a przede wszystkim osobiste pamiątki, zyskują drugie życie i, co ważniejsze, realną wartość rynkową. Skutkiem tej mody jest dynamiczny wzrost cen na giełdach staroci, aukcjach internetowych i w specjalistycznych antykwariatach.

W szufladach znajdziesz tę biżuterię

Przez dekady biżuteria z czasów PRL-u traktowana była po macoszemu. Często lądowała na dnie szuflady jako pamiątka rodzinna o wartości głównie sentymentalnej, nierzadko postrzegana jako niemodna, toporna i ustępująca nowoczesnym wyrobom. Dziś sytuacja jest diametralnie inna. Kolekcjonowanie starej biżuterii przestało być domeną wąskiej grupy pasjonatów. Coraz częściej staje się świadomą formą lokowania kapitału lub poszukiwaniem unikalnego stylu.

Ceny biżuterii, zwłaszcza tej markowej, rosną z kilku powodów. Po pierwsze, liczy się kruszec. Złoto i srebro mają swoją fundamentalną wartość, która, choć nie zawsze chroni przed inflacją w krótkim terminie, w długim okresie pozwala zachować wartość. Warto też pamiętać o charakterystycznej barwie ówczesnego złota, często o niższej próbie i czerwonawym odcieniu (wynik domieszki miedzi), co dziś jest postrzegane jako unikalna cecha. Po drugie, kluczowy jest unikalny design. W siermiężnej rzeczywistości PRL-u, biżuteria była jedną z niewielu nisz, gdzie artyści mogli pozwolić sobie na twórczą wolność. Spółdzielnie takie jak Orno, Rytosztuka, Imago Artis czy późniejszy Warmet stały się kuźniami unikalnego, polskiego wzornictwa. Tworzona tam biżuteria, często ręcznie, odbiegała od masowej produkcji. Charakteryzowała się odważną, często organiczną lub brutalistyczną formą, inspirowaną naturą lub abstrakcją.

W PRL-u były hitem, a dziś są warte fortunę. Tej biżuterii poszukują kolekcjonerzy
Fot. Eugenock/Getty Images/CanvaPro

To słynne "srebro cepeliowskie" dziś przeżywa drugą młodość. Chętnie wykorzystywano nie tylko srebro, ale też kamienie półszlachetne, bursztyn, korale, a nawet ceramikę. Po trzecie, znaczenie ma rzadkość występowania. Wiele z tych przedmiotów powstało w krótkich seriach lub po prostu nie przetrwało próby czasu w dobrym stanie. Rynek reaguje na zwiększony popyt, spadki i rodzinne kolekcje są starannie przeglądane, a przedmioty, które jeszcze niedawno uznano by za bezwartościowe, dziś stają się obiektem pożądania. Dobrze zachowany, sygnowany pierścionek od Orno czy komplet z Warmetu to już nie tylko pamiątka, ale konkretna inwestycja.

Zobacz też: Padły aż dwie "szóstki" w Lotto, Polska ma nowych milionerów. Takie liczby wylosowano

Za te zegarki można zgarnąć fortunę

Prawdziwą gorączkę złota wśród kolekcjonerów wywołują jednak zegarki z okresu PRL. Dlaczego akurat one są tak cenne? Paradoksalnie, w czasach niedoborów zegarek był jednym z niewielu dóbr luksusowych, na które można było sobie pozwolić, często po latach oszczędzania lub dzięki znajomościom. Były symbolem statusu, wyznacznikiem dorosłości i prestiżu.

Dziś o ich cenie decyduje nie tylko sentyment, ale przede wszystkim stan zachowania, oryginalność części i rzadkość konkretnego modelu. O ile większość popularnych radzieckich "Pobied" czy "Raki" wciąż warta jest niewiele, o tyle za niektóre egzemplarze kolekcjonerzy są w stanie zapłacić fortunę. Prym wiodą oczywiście zegarki szwajcarskie, które były marzeniem Polaków i synonimem Zachodu. Modele takie jak Atlantic Worldmaster czy klasyczna Delbana potrafią kosztować od 1500 do 2000 złotych, jeśli są w nienagannym stanie. Prawdziwe perełki to jednak także produkcje zza wschodniej granicy i rodzime wyroby.

Ogromnym sentymentem darzone są zegarki marki Błonie. Pierwsza polska fabryka zegarków po wojnie produkowała takie modele jak Jantar, Zodiak czy Dukat. Dziś za egzemplarz w dobrym stanie trzeba zapłacić co najmniej kilkaset, a za rzadkie wersje tarcz nawet od 1500 do 3000 złotych. Absolutnym hitem są jednak niektóre modele radzieckiej marki Poljot. Za poszukiwane egzemplarze, jak choćby chronografy (zegarki ze stoperem) bazujące na mechanizmie 3017 (będącym kopią szwajcarskiego Venus 150) lub późniejsze 3133 (bazujące na Valjoux 7734), kolekcjonerzy potrafią zapłacić nawet ponad 3000 złotych.

Cenne są też inne radzieckie konstrukcje, jak supercienkie Łucze czy Wostoki z serii Komandirskie i Amphibia, cenione za militarny rodowód i trwałość. Kluczem jest tu stan NOS (New Old Stock), czyli zegarek fabrycznie nowy, który przeleżał w szufladzie dekady. Równie ważna jest oryginalność, kolekcjonerzy polują na egzemplarze z oryginalną tarczą, wskazówkami i mechanizmem, unikając "frankensteinów" składanych z kilku różnych zegarków.

Bądź na bieżąco - najważniejsze wiadomości z kraju i zagranicy
Google News Obserwuj w Google News
BiznesINFO.pl
Obserwuj nas na: