Te zabawkowe auta dziś są na wagę złota. Lepiej przeszukaj stare pudła, kolekcjonerzy płacą krocie
Nie od dziś wiadomo, że kolekcjonowanie jest popularną rozrywką dla wielu osób, w tym Polaków. Strychy i piwnice są pełne przedmiotów, które po latach zyskują na wartości. W tym gronie znajdują się też zabawki, a konkretniej dziecięce autka. Można zarobić na nich krocie, licytacje sięgają setek złotych.
Polacy uwielbiają kolekcjonować
Rynek kolekcjonerski w dużej mierze opiera się na zjawisku, które analitycy nazywają "premią za nostalgię". Przedmioty zyskują na wartości w momencie, gdy pokolenie, które pamięta je z dzieciństwa lub wczesnej młodości, osiąga szczyt swoich możliwości finansowych. To naturalny cykl, trwający zazwyczaj 30-40 lat.
W Polsce od dekady obserwujemy eksplozję zainteresowania designem z czasów PRL. To, co dla pokolenia urodzonego w latach 50. było siermiężną codziennością, dla dzisiejszych 40-latków jest ikoną stylu i wspomnieniem domu dziadków. Kultowe fotele projektu Chierowskiego, jak model 366, czy "Lisek" projektu Lisieckiego, jeszcze 15 lat temu lądowały na śmietnikach. Dziś, po renowacji, osiągają ceny rzędu 2-3 tysięcy złotych. Podobnie rzecz ma się z ceramiką z Włocławka, Bolesławca czy szkłem projektowanym przez Drostów. To, co było masowe, ale przetrwało próbę czasu, staje się rzadkie.

Właśnie ta rzadkość wynikająca z przetrwania, połączona z sentymentem, buduje cenę. Polskie strychy i piwnice są pełne takich przedmiotów. W odróżnieniu od klasycznych form kolekcjonerstwa, jak numizmatyka (monety) czy filatelistyka (znaczki), które wymagają specjalistycznej wiedzy i są rynkami bardzo dojrzałymi, "kolekcjonerstwo sentymentalne" jest znacznie bardziej demokratyczne. Kieruje nim moda i emocje, co przekłada się na dynamiczne wzrosty cen.
Kolekcje zabawek są wiele warte
Katalogowanie zbiorów znaczków czy monet ustępuje dziś miejsca nowym trendom. Polacy coraz chętniej kolekcjonują to, co definiowało popkulturę ich czasów. Ogromny renesans przeżywają płyty winylowe. Jeszcze dekadę temu traktowane jako przestarzały nośnik, dziś nowe wydania kosztują krocie, a pierwsze tłoczenia albumów Czesława Niemena czy zespołu Breakout są poszukiwane przez kolekcjonerów w całej Europie. Podobnie jest z komiksami. Oryginalne zeszyty "Kapitana Żbika" czy "Tytusa, Romka i A'Tomka" w dobrym stanie osiągają na aukcjach trzycyfrowe kwoty.

Rynek ten, podobnie jak rynek starych gier wideo czy komputerów (jak Commodore 64 czy Atari), napędzany jest przez tę samą nostalgię. Zmienił się jednak sposób handlu. Giełdy staroci i anonse w prasie zastąpił internet. O ile krajowe portale aukcyjne świetnie nadają się do szybkiej sprzedaży mniej wartościowych przedmiotów, o tyle prawdziwe "perły" trafiają na rynki międzynarodowe. Kluczową rolę odgrywają tu wyspecjalizowane platformy, takie jak holenderski serwis Catawiki. To hybryda domu aukcyjnego i platformy e-commerce.
W odróżnieniu od otwartych serwisów, tutaj każdy przedmiot oferowany na sprzedaż musi przejść weryfikację zespołu ekspertów. To oni oceniają autentyczność, stan zachowania i szacują wartość. Taki model daje kupującym gwarancję, a sprzedającym dostęp do globalnej bazy pasjonatów, gotowych zapłacić realną, rynkową cenę za rzadki obiekt. To właśnie na Catawiki regularnie lądują znaleziska z polskich strychów, zaskakując właścicieli ostateczną ceną licytacji.
Zobacz: Surowe kary za jazdę w okularach. W tym przypadku dostaniesz mandat, przepisy są jasne
Na tych autkach można się dorobić
Absolutnym fenomenem kolekcjonerskim, który często umyka uwadze, są stare zabawki, a w szczególności modele samochodów. Popularne "resoraki", którymi w latach 70. i 80. bawiło się niemal każde dziecko w Polsce, mogą być dziś warte astronomiczną kwotę. Nie chodzi jednak o poobijane, wyciągnięte z piaskownicy modele. Rynek ten ma swoje żelazne zasady, a najważniejsza z nich brzmi: stan i opakowanie.
Najwyższe ceny osiągają egzemplarze "Mint in Box" (MIB), czyli w stanie idealnym, fabrycznym, nigdy nie wyjęte z oryginalnego pudełka czy blistra. Wartość kolekcjonerską mają przede wszystkim trzy marki: Matchbox (szczególnie z brytyjskiej ery Lesney, do ok. 1982 roku), Corgi Toys (słynące z detali, jak otwierane drzwi czy bagażniki) oraz Dinky Toys. W Polsce często trafiały jako drogi prezent z Zachodu lub rarytas z Pewexu. Jak podawała kilka lat temu Interia Biznes, powołując się na dane Catawiki, jeden z modeli koparki Matchbox z 1961 roku, z powodu bardzo rzadkiego wariantu kolorystycznego, osiągnął na aukcji cenę ponad 40 tysięcy złotych.
To nie wyjątek. Najdroższe modele to często błędy produkcyjne, prototypy lub wersje w nietypowych kolorach. Przykładowo, model Matchbox Magirus Deutz Crane (No. 30a) w standardowym kolorze jest wart niewiele, ale jego rzadka, brązowo-beżowa wersja została sprzedana za ponad 10 tysięcy funtów.
Jak podaje Interia Biznes, obecnie za niektóre modele można dostać nawet 850 złotych. Tak jest w przypadku Ferrari F310 w skali 1:12 marki Paul's Model Art. Nieco mniej, bo 170 złotych warty jest zielony Aston Martin DB3 Sport w skali 1:43 wyprodukowany przed Dinky Toys. 400 złotych zaś można zarobić na Williams FW16 od Minichamps, mowa o modelu Ayrtona Senny z toru Imola.