biznes finanse video praca handel Eko Energetyka polska i świat O nas
Obserwuj nas na:
BiznesINFO.pl > Finanse > Nie wyrzucaj tej starej monety z PRL-u. Kolekcjonerzy tracą dla niej głowę, jest warta krocie
Julia Bogucka
Julia Bogucka 10.11.2025 07:51

Nie wyrzucaj tej starej monety z PRL-u. Kolekcjonerzy tracą dla niej głowę, jest warta krocie

Nie wyrzucaj tej starej monety z PRL-u. Kolekcjonerzy tracą dla niej głowę, jest warta krocie
Fot. ARKADIUSZ ZIOLEK/East News

Kolekcjonowanie przedmiotów z przeszłości, szczególnie z okresu PRL, jest zainteresowaniem wielu Polaków. Jedną z najpopularniejszych pasji jest zbieranie starych monet i banknotów, które z czasem mogą zyskać na wartości. Tak jest i w tym przypadku. Na tym okazie można wiele zarobić, tyle za niego płacą.

Kolekcjonowanie jest popularną rozrywką

Moda na kolekcjonowanie to zjawisko globalne, ale w Polsce przybiera specyficzny, lokalny wymiar. Rynek pamiątek z Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej rośnie w siłę z roku na rok, napędzany demografią i sentymentem. To już nie jest tylko domena hobbystów, ale także poważny segment rynku alternatywnych inwestycji. Fotele projektu Romana Modzelewskiego czy słynny model 366 Józefa Chierowskiego, poszukiwane "pasiaki" ze szkła z Krosna, zabawki z FADO, a nawet sprzęt audio Unitra, potrafią osiągać ceny, które jeszcze dekadę temu byłyby nie do pomyślenia.

Nie wyrzucaj tej starej monety z PRL-u. Kolekcjonerzy tracą dla niej głowę, jest warta krocie
Fot. Dawid Wolski/East News

Skąd ta fascynacja okresem, który w zbiorowej pamięci zapisał się szarością, permanentnym brakiem i kolejkami? Psychologowie mówią o zjawisku "nostalgii", czyli idealizowaniu przeszłości, szczególnie okresu dzieciństwa i młodości. Dla pokolenia dzisiejszych 40- i 50-latków, które jest u szczytu swoich możliwości zarobkowych, to sentymentalny powrót do czasów, które, choć obiektywnie trudne, wspominane są jako prostsze, bezpieczniejsze i bardziej "ludzkie". W kontrze do dzisiejszego globalizmu i unifikacji, ówczesny design, choć siermiężny, był paradoksalnie bardzo oryginalny, bo tworzony w izolacji od światowych trendów.

Ta unikalność dziś zyskuje na wartości. W tej fali sentymentu wyjątkowe miejsce zajmują przedmioty codziennego użytku, puste butelki po occie, etykiety zapałek, a przede wszystkim pieniądze. Pieniądz z PRL-u, szczególnie ten aluminiowy, był symbolem swojej epoki: lekki, nietrwały, pozbawiony realnej wartości kruszcowej, niszczący się w kieszeni. Dziś, paradoksalnie, staje się cennym nośnikiem historii i, dla nielicznych, potężnym aktywem. Rynek ten jest także formą lokaty kapitału; w czasach niepewności gospodarczej i inflacji, unikalne przedmioty kolekcjonerskie stają się bezpieczną przystanią dla oszczędności.

Takie monety są dużo warte

Numizmatyka, czyli kolekcjonowanie monet, bywa nazywana "hobby królów". Nie trzeba jednak królewskiego skarbca, by zacząć, choć można na tym hobby zbudować fortunę. Świat ten rządzi się twardymi prawami. O wartości monety decyduje nie tylko jej wiek czy nominał, ale przede wszystkim trzy czynniki: stan zachowania, nakład oraz rzadkość. Najcenniejsze są egzemplarze w "stanie menniczym" (oznaczane jako "st. 1" lub UNC - Uncirculated), czyli takie, które nigdy nie były w obiegu i nie mają najmniejszych śladów użytkowania, rys czy przetarć. W profesjonalnej ocenie, czyli gradingu, liczy się każdy detal. Stan "2" oznacza już monetę z drobnymi śladami, a "3" to egzemplarz obiegowy, który wciąż jest czytelny. Wartość tej samej monety w stanie 1 i 3 może różnić się o tysiące procent.

Nie wyrzucaj tej starej monety z PRL-u. Kolekcjonerzy tracą dla niej głowę, jest warta krocie
Fot. ARKADIUSZ ZIOLEK/East News

Drugi czynnik to nakład, im mniej monet danego typu wybito, tym są cenniejsze. Tu trzeba odróżnić rzadkość od wieku. Większość monet z PRL-u, jak popularne aluminiowe złotówki z lat 70. i 80., bito w nakładach dziesiątek, a nawet setek milionów sztuk. Mimo że są stare, nie są rzadkie, a ich wartość numizmatyczna jest znikoma. Istnieją jednak wyjątki. Czasem cenne okazują się monety z początków PRL-u, bite jeszcze przed denominacją z 1950 roku, w innych stopach metalu. Kolekcjonerzy polują też na tzw. “próby”, czyli monety bite w minimalnych nakładach (kilkaset sztuk) dla celów testowych, często oznaczane napisem "PRÓBA". One jednak z definicji nie były w obiegu.

Prawdziwa gra toczy się o znalezienie rzadkiego wariantu monety obiegowej, czyli takiej, która przez przypadek, błąd stempla lub krótką serię produkcyjną, trafiła do portfeli zwykłych ludzi. To właśnie błędy i warianty, niewidoczne dla laika, windują cenę. Może to być brak znaku mennicy, inny kształt cyfry w dacie, czy drobny detal rysunku.

Zobacz też: MOPS przyzna ten zasiłek, nie patrząc na dochód. Polacy wciąż o tym nie wiedzą

Na tej monecie z PRL można zarobć

Wśród setek milionów monet wypuszczonych w obieg w PRL, jedna budzi największe emocje. To słynna aluminiowa pięciozłotówka z wizerunkiem rybaka, zaprojektowana przez Józefa Gosławskiego. Moneta ta była bita od 1958 aż do 1974 roku. Kluczowy jest jednak ten pierwszy rocznik, czyli 1958. Ale uwaga: samo znalezienie "Rybaka" z datą 1958 w szufladzie dziadka nie czyni nas bogaczami.

Standardowy egzemplarz z tej serii, z widocznym znakiem mennicy warszawskiej (charakterystyczne M i W połączone w logo) pod łapą orła, jest wart, w zależności od stanu, od kilku do kilkudziesięciu złotych. Prawdziwym "Świętym Graalem" numizmatyki PRL jest jednak konkretny, niezwykle rzadki wariant tej monety. Chodzi o egzemplarze, które przez pomyłkę lub w wyniku użycia innego stempla, różnią się od milionów swoich braci. Najbardziej poszukiwane są dwie odmiany. Pierwsza to pięciozłotówka z 1958 roku bez znaku mennicy. Szacuje się, że znanych jest zaledwie kilkanaście do kilkudziesięciu takich monet.

Druga, jeszcze rzadsza i bardziej pożądana odmiana, określana jest przez kolekcjonerów mianem "słoneczko". Różni się ona sposobem wybicia promieni słońca za głową rybaka, są one inaczej ułożone, dłuższe i bardziej wyraziste, co wynika z użycia unikalnego stempla. Istnieją także różnice w kształcie cyfr daty. Te niuanse, niewidoczne gołym okiem dla laika, dla eksperta stanowią o gigantycznej wartości. Skąd się wzięły? Prawdopodobnie były to pierwsze próby bicia, z użyciem stempli, które szybko skorygowano, a monety omyłkowo trafiły do obiegu. Ceny? Zwykły "Rybak" 1958 to koszt pizzy. "Rybak" 1958 bez znaku mennicy lub w wariancie "słoneczko", w idealnym stanie menniczym, to już wydatek rzędu 200, 400, a nawet blisko 2,5 tys. zł. Rekordowe unikaty mogą zyskać jeszcze większą wartość.

Bądź na bieżąco - najważniejsze wiadomości z kraju i zagranicy
Google News Obserwuj w Google News
BiznesINFO.pl
Obserwuj nas na: