Kontrole już ruszyły w Polskę. Za wizytę trzeba zapłacić, padły konkretne stawki
Choć aura za oknem bywa kapryśna, to dla właścicieli domów i zarządców nieruchomości nadszedł czas niepodważalnych terminów. Obowiązkowe kontrole przewodów kominowych to nie tylko kwestia bezpieczeństwa domowników, ale i twardy wymóg prawny, którego zlekceważenie może słono kosztować.
- Surowe przepisy bezpieczeństwa
- Za obowiązkową kontrolę trzeba zapłacić
- Konsekwencje braku posiadania tego dokumentu
Surowe przepisy bezpieczeństwa
Każdy właściciel lub zarządca obiektu budowlanego ma obowiązek przeprowadzenia okresowej kontroli stanu technicznego przewodów kominowych przynajmniej raz w roku. W przypadku domów jednorodzinnych odpowiedzialność ta spada bezpośrednio na barki ich mieszkańców, którzy muszą zadbać o to, by specjalista z odpowiednimi uprawnieniami pojawił się na posesji i wystawił stosowne zaświadczenie.
Warto jednak pamiętać, że roczny interwał to absolutne minimum dla wentylacji grawitacyjnej. Jeśli korzystamy z paliw stałych, takich jak węgiel czy drewno, czyszczenie przewodów dymowych powinno odbywać się znacznie częściej, bo aż cztery razy w roku.

W przypadku gazu lub oleju opałowego przepisy nakazują wizytę kominiarza dwa razy w roku. Tak rygorystyczne podejście ma swoje uzasadnienie w statystykach straży pożarnej, które co roku alarmują o setkach interwencji związanych z pożarami sadzy w kominie.
Takie zdarzenie potrafi w kilka minut zniszczyć konstrukcję dachu i doprowadzić do tragedii. Kontrola kominiarska to zatem nie archaiczny rytuał, lecz kluczowy element zarządzania ryzykiem w domowym gospodarstwie, o którym przypominają nie tylko mundurowi, ale i firmy ubezpieczeniowe, odmawiając wypłaty odszkodowań w przypadku braku aktualnego protokołu.
Za obowiązkową kontrolę trzeba zapłacić
Wiele osób zastanawia się, dlaczego za obowiązkową wizytę urzędowo usankcjonowanego fachowca musimy płacić z własnej kieszeni. Odpowiedź jest prosta – kominiarze prowadzą działalność gospodarczą i świadczą komercyjną usługę, za którą pobierają rynkowe wynagrodzenie. Ceny tych usług nie są sztywne i zależą od wielu czynników, takich jak lokalizacja budynku, liczba przewodów do sprawdzenia, czy stopień ich zanieczyszczenia.
W 2025 roku za standardowy przegląd kominiarski w domu jednorodzinnym trzeba zapłacić średnio od 150 do 300 złotych. W większych aglomeracjach, takich jak Warszawa, Kraków czy Wrocław, stawki te mogą być bliższe górnej granicy, podczas gdy w mniejszych miejscowościach łatwiej znaleźć specjalistę oferującego usługę za nieco mniejszą kwotę.

Samo sprawdzenie drożności to jednak tylko wierzchołek góry lodowej. Jeśli podczas kontroli okaże się, że komin wymaga mechanicznego czyszczenia lub usunięcia gniazd ptaków, koszty mogą wzrosnąć o kolejne 100-200 złotych. Coraz częściej kominiarze wykorzystują też nowoczesny sprzęt, taki jak kamery inspekcyjne pozwalające zajrzeć w głąb przewodu i wykryć pęknięcia, które gołym okiem są niewidoczne. Taka "wideoskopia" jest zazwyczaj dodatkowo płatna, ale daje niemal stuprocentową pewność co do stanu technicznego instalacji.
Inwestorzy powinni również pamiętać, że cena zależy od dostępności dachu – jeśli budynek jest wysoki, a wejście na komin utrudnione lub wymaga specjalistycznego sprzętu alpinistycznego, rachunek końcowy będzie znacznie wyższy. Choć jednorazowy wydatek rzędu kilkuset złotych może wydawać się obciążeniem dla domowego budżetu, to w skali roku jest to kwota marginalna w porównaniu do potencjalnych kosztów naprawy szkód pożarowych lub leczenia skutków zatrucia gazami.
Konsekwencje braku posiadania tego dokumentu
Ostatnie lata przyniosły istotną zmianę w sposobie dokumentowania pracy kominiarzy, co ma ukrócić proceder wystawiania "lewych" zaświadczeń. Od września 2023 roku w Polsce funkcjonuje Centralna Ewidencja Emisyjności Budynków, do której każdy kominiarz ma obowiązek wpisać wynik przeprowadzonej kontroli w formie protokołu elektronicznego.
Dzięki temu systemowi organy nadzoru mogą w każdej chwili sprawdzić, czy dany budynek przeszedł obowiązkowy przegląd. Brak e-protokołu w systemie to jasny sygnał dla kontrolerów, że właściciel nieruchomości nie dopełnił swoich obowiązków, co otwiera drogę do nałożenia kar finansowych.
Konsekwencje braku ważnego przeglądu kominiarskiego wykraczają jednak daleko poza mandaty karne, które mogą sięgać nawet 500 złotych. Prawdziwy problem pojawia się w momencie wystąpienia szkody. Większość polis ubezpieczeniowych nieruchomości zawiera klauzulę zobowiązującą ubezpieczonego do dbania o stan techniczny budynku zgodnie z przepisami prawa. Jeśli dojdzie do pożaru lub zalania mieszkania z powodu nieszczelnego komina, a właściciel nie będzie dysponował aktualnym protokołem (lub jego cyfrowym odpowiednikiem w CEEB), ubezpieczyciel z dużym prawdopodobieństwem odmówi wypłaty odszkodowania.