All inclusive na jarmarku świątecznym. Polacy często tam bywają, padła cena wizyty
Jarmarki bożonarodzeniowe w zachodniej Europie mają długą tradycję, a ta powoli wkradła się również do Polski. Dla wielu okres od połowy listopada do końca grudnia wiąże się nierozerwalnie z odwiedzinami na miejskich deptakach i zapachem grzanego wina. W jednym miejscu wejście jest biletowane, turyści doświadczą jarmarcznego all inclusive.
Tradycja jarmarków świątecznych
Historia jarmarków bożonarodzeniowych sięga późnego średniowiecza, a ich korzenie tkwią głęboko w kulturze niemieckiej i austriackiej. Pierwsze tego typu wydarzenia, jak słynny Striezelmarkt w Dreźnie (datowany na 1434 rok) czy wiedeński Dezembermarkt, nie miały wiele wspólnego z dzisiejszą biesiadą. Były to przede wszystkim targi rzemieślnicze, pozwalające mieszkańcom zaopatrzyć się w niezbędne produkty, mięso i rękodzieło przed nadejściem srogiej zimy. Przez stulecia ewoluowały, stając się miejscem spotkań, celebracji adwentu i kultywowania lokalnych tradycji.
W Polsce jarmarki na tak masową skalę są zjawiskiem znacznie młodszym, które eksplodowało w latach 90. i 2000., gdy rynki największych miast zapragnęły dorównać atmosferą swoim zachodnim sąsiadom. Dziś jednak dla wielu odwiedzających magia ustępuje miejsca twardej kalkulacji. Zapach cynamonu i goździków coraz częściej miesza się z poczuciem finansowego dyskomfortu. Ceny w prestiżowych lokalizacjach, jak Kraków, Wrocław, Gdańsk czy Warszawa, osiągnęły poziomy, które wielu uznaje za absurdalne.

Tyle Polacy wydają na Boże Narodzenie
W sezonie 2024/2025 kubek grzanego wina (zazwyczaj 0,2 l) kosztował średnio 25-30 złotych. Legendarna pajda chleba ze smalcem i ogórkiem to wydatek rzędu 35-40 złotych. Za porcję szaszłyka czy kiełbasy z grilla trzeba zapłacić 35-45 złotych, a mały oscypek z żurawiną to koszt 8-10 złotych.
Przedsiębiorcy bronią się, wskazując na astronomiczne koszty prowadzenia działalności. Wynajem drewnianego domku w najbardziej obleganych punktach rynku we Wrocławiu czy Krakowie to koszt od kilkudziesięciu do nawet ponad 100 tysięcy złotych za cały okres trwania jarmarku. Do tego dochodzą opłaty za media, rosnące koszty pracy i wysokie ceny surowców. Problem w tym, że te koszty przerzucane są w całości na klienta, który płaci nie tylko za produkt, ale przede wszystkim za możliwość przebywania w magicznej atmosferze. To sprawia, że tradycyjny spacer zmienia się w festiwal konsumpcjonizmu, gdzie każda drobna przyjemność drenuje portfel.
Wysokie ceny na jarmarkach to jednak tylko wierzchołek góry lodowej świątecznych wydatków. Presja społeczna i chęć zorganizowania idealnej Gwiazdki sprawiają, że Polacy z roku na rok wydają coraz więcej, nierzadko ponad stan. Według raportów przeciętne polskie gospodarstwo domowe planuje przeznaczyć na organizację Bożego Narodzenia w 2025 roku rekordową kwotę około 2150 złotych. To wzrost o blisko 8 proc. w stosunku do roku poprzedniego, napędzany głównie inflacją cen żywności i prezentów.
Tradycyjnie, najwięcej pochłaniają właśnie prezenty (ok. 45 proc. budżetu) oraz artykuły spożywcze (ok. 40 proc.). Reszta to koszty podróży, dekoracji i spotkań towarzyskich. Co istotne, rosnąca liczba Polaków przyznaje, że sfinansowanie świąt wymaga od nich sięgnięcia po oszczędności lub zaciągnięcia krótkoterminowej pożyczki. W tym kontekście pojawia się fenomen all inclusive.

Zobacz: Wszystkich Świętych 2025. Tyle kosztują znicze w znanych sieciach, ceny mogą zdziwić Polaków
Jarmark all inclusive zaprasza, Polacy chętnie wyruszą
Model all inclusive, spopularyzowany przez branżę turystyczną, nie polega na tym, by zaoferować coś za darmo. Jego siła tkwi w psychologii. Jak dowodzą ekonomiści behawioralni, konsumenci odczuwają tzw. ból płacenia przy każdej pojedynczej transakcji. Płacenie 30 zł za wino, potem 40 zł za chleb, a potem 10 zł za oscypka, to trzy oddzielne momenty dyskomfortu. Model all inclusive eliminuje ten problem. Klient płaci raz, z góry, a następnie może konsumować bez dalszego sięgania do portfela.
Psychologicznie, koszt ten jest zatopiony. Nawet jeśli finalnie wydałby tyle samo (lub nawet więcej) niż w modelu pay-as-you-go, jego subiektywne odczucie zadowolenia i komfortu jest znacznie wyższe. Płacąc jedną, skalkulowaną kwotę, kupujemy sobie przede wszystkim przewidywalność i spokój, uwalniając się od analizowania ceny każdego kolejnego produktu. To idealna odpowiedź na zmęczenie konsumentów drożyzną i poczuciem bycia naciąganym na każdym kroku. Okazuje się, że z jarmarku bożonarodzeniowego będzie można skorzystać właśnie w ten sposób.
Na ten właśnie mechanizm psychologiczny postawili swego czasu organizatorzy jarmarku Weihnachten an der Spree w Berlinie. To impreza, która co roku gości jeden z najbardziej klimatycznych jarmarków w stolicy Niemiec, popularny także wśród Polaków ze względu na łatwy dojazd.
Jarmark ten (trwający od 17 listopada do 30 grudnia 2025) zasłynął kilka lat wcześniej, gdy wprowadzono tam rewolucyjną na rynku świątecznym ofertę.
Cena jarmarku all inclusive. Jest zdziwienie
Prawdziwym przełomem jest bilet specjalny w cenie 30 euro, co przy obecnych kursach walut daje kwotę około 126-130 złotych. Co odwiedzający otrzymuje w tej cenie? Jak informują organizatorzy, bilet ten uprawnia do nielimitowanej konsumpcji jedzenia i napojów na terenie całego jarmarku. Lista obejmowała wszystkie klasyki: klopsiki, zupy, kapusta, kiełbaski, gulasz, bawarskie precle, słynne szpecle z serem i łosoś gofry, zupy, pieczone jabłka czy prażone migdały.
Kalkulacja jest prosta. Na polskim jarmarku, za równowartość 130 złotych, odwiedzający mógłby kupić dwa kubki grzańca (ok. 60 zł), jedną pajdę chleba (ok. 40 zł) i porcję kiełbasy (ok. 35 zł). To kończy degustację. W Berlinie, w ramach tamtej oferty, za tę samą kwotę konsumpcja była ograniczona jedynie czasem i apetytem. Warto jednak pamiętać, że w weekendy bilety będą droższe i wyniosą nawet do 47,90 euro, czyli ok. 203 zł.
Ten niemiecki pomysł był odważną odpowiedzią na zmęczenie klientów drożyzną. To sygnał dla organizatorów w Polsce, że dotychczasowy model, oparty na maksymalizacji marży na pojedynczym produkcie, być może właśnie osiągnął swój sufit akceptacji cenowej.