W PRL-u używał każdy, dzisiaj warte są fortunę. Przeszukaj piwnicę, na pewno masz je w kartonach
Metalowe koszyczki na szklanki – niegdyś nieodłączny element domowych herbat – przez dekady leżały zapomniane w piwnicach i kredensach. Dziś wracają w wielkim stylu jako gadżet retro, a kolekcjonerzy gotowi są zapłacić za nie setki, a nawet tysiące złotych. Sprawdź, jak odróżnić prawdziwy skarb od pospolitej masówki i gdzie szukać najcenniejszych egzemplarzy.
Od wagonu restauracyjnego do blokowej stołówki
Historia podstakanników sięga XIX-wiecznej Rosji, gdzie metalowe obejmy stabilizowały szklanki w drgających wagonach kolei transsyberyjskiej. Do Polski trafiły w dwudziestoleciu międzywojennym, a szczyt popularności osiągnęły w PRL-u – obecne były w niemal każdym domu, stołówce i barze mlecznym.
Ich podstawowa funkcja była praktyczna: chroniły przed oparzeniem i zabezpieczały cienkie szkło przed pęknięciem. Z czasem zaczęto przywiązywać wagę także do estetyki – koszyczki tłoczono z niklu, mosiądzu lub stali, zdobiono geometrycznymi wzorami i liśćmi, a projektami zajmowali się graficy z warszawskiego Norblina. Pojawiały się też wersje z godłem PRL, logotypami restauracji czy kolorowymi plastikowymi uchwytami – symbolem „nowoczesności” lat 80.
Skąd ten nagły boom na podstakanniki?
Moda na styl retro, sentyment do czasów PRL-u oraz rosnący trend „slow tea” sprawiły, że podstakanniki wróciły do łask. Coraz więcej osób celebruje picie herbaty w szklance, a nie w papierowym kubku z kawiarni.
Media społecznościowe zapełniają się zdjęciami odnowionych zestawów, a w wyszukiwarkach rośnie zainteresowanie hasłem „podstakannik”. Kolekcjonerzy zwracają uwagę na trzy rzeczy: unikalność wzoru, stan zachowania oraz renomę producenta. Szczególnie cenione są wyroby Norblina – tłoczone z grubego metalu, odpornego na odkształcenia, często sygnowane.
Ile wart jest podstakannik z babcinej szafy?
Plastikowe modele z końca lat 80. kosztują zazwyczaj kilkanaście złotych – często sprzedawane w kompletach. Metalowe egzemplarze z lat 70. wyceniane są na 40–100 zł za sztukę, a zestawy z ZSRR, zwłaszcza z oryginalną szklanką, mogą sięgać 600 zł.
Prawdziwą gratką są tłoczone koszyczki Norblina – ceny przekraczają 1 000 zł. Rekordy biją srebrne, carskie podstakanniki z XIX wieku – osiągają nawet 1 750 zł. Najdroższe egzemplarze to te w idealnym stanie, bez wgnieceń, z połyskiem, a najlepiej – z oryginalnym spodkiem i łyżeczką.
Gdzie szukać skarbów i jak o nie dbać?
Zacznij od przeszukania strychów i piwnic – wiele cennych egzemplarzy leży w zapomnianych kartonach po przeprowadzkach. Oryginał rozpoznasz po wadze i dźwięku: masywny metal wydaje czysty ton przy stuknięciu, nie wygina się pod naciskiem. Sprawdź też sygnatury: „Norblin”, „Made in USSR” czy próbę srebra.
Czyszczenie najlepiej przeprowadzić łagodnie – miękką szmatką i pastą z sody oczyszczonej z sokiem z cytryny. Unikaj agresywnych środków, które mogą zetrzeć warstwę niklu. Przechowuj koszyczki zawinięte w bezkwasowy papier, z dala od wilgoci. W dobrym stanie będą nie tylko cieszyć oko, ale i zyskiwać na wartości.