Ten polski banknot jest warty fortunę. Wiadomo, za ile go sprzedano
Kolekcjonowanie monet i banknotów to pasja znana od pokoleń. W wielu domach i mieszkaniach pochowane są niezwykle cenne nominały, które mogą być warte nawet setki tysięcy złotych. Tak było i w tym przypadku. Ten polski banknot to prawdziwy fenomen, za tyle go sprzedano.
Polacy chętnie gromadzą kolekcje
Polacy od dekad chętnie kolekcjonują przedmioty z przeszłości. Zbieramy znaczki, porcelanę, a w ostatnich latach także meble i szkło z okresu PRL. Pasja ta często wynika z nostalgii, chęci posiadania namacalnego fragmentu historii lub poszukiwania tożsamości poprzez obcowanie z przedmiotami minionych epok. Jednak kolekcjonowanie pieniędzy to kategoria szczególna. Pieniądz, w odróżnieniu od mebla, jest z natury nośnikiem historii, symbolem władzy państwowej i obietnicą wartości.
W przypadku starych monet (numizmatyka) i banknotów (notafilia), sentyment bardzo szybko ustępuje miejsca twardej kalkulacji i dreszczykowi emocji związanemu z "polowaniem" na unikalne okazy. Geneza tej pasji na świecie sięga renesansu, kiedy to było domeną arystokracji i uczonych, traktujących stare monety jako materiał badawczy i element "gabinetów osobliwości". Dziś jest to w pełni ukształtowany, globalny rynek, na którym obracają się miliardy. Cel współczesnych kolekcjonerów rzadko jest już tylko czysto hobbystyczny. To wyrafinowane połączenie pasji historycznej z realną inwestycją alternatywną.

Dla wielu to skuteczny sposób na ochronę kapitału przed inflacją, znacznie bardziej ekscytujący niż standardowa lokata bankowa. W odróżnieniu od akcji, banknoty nie płacą dywidendy, a w odróżnieniu od złota, nie mają wartości surowcowej. Ich wartość wynika wyłącznie z relacji popytu i podaży, a podaż historycznych walorów jest z definicji stała i malejąca. Skutkiem rosnącej popularności jest dynamiczna profesjonalizacja rynku. Powstały wyspecjalizowane domy aukcyjne, jak Warszawskie Centrum Numizmatyczne czy Gabinet Numizmatyczny D. Marciniaka. Kluczową rolę odgrywają dziś międzynarodowe firmy zajmujące się tzw. gradingiem, czyli profesjonalną oceną i hermetycznym pakowaniem walorów (np. PMG czy PCGS). Banknot zamknięty w plastikowym "slabie" z oceną w 70-punktowej skali Sheldona to certyfikat autentyczności i jakości, który usuwa subiektywizm z oceny i ułatwia handel przez internet. Wokół tej pasji rosną też prężne społeczności na forach i w mediach społecznościowych, co dodatkowo napędza popyt.
Te banknoty są najwięcej warte
Dlaczego jednak jeden stary banknot jest wart fortunę, podczas gdy cała paczka innych, znaleziona na strychu po dziadkach, ma wartość głównie sentymentalną? Wycena starych pieniędzy jest skomplikowana, a sam wiek nie zawsze jest najważniejszy. Absolutnie kluczowa jest rzadkość. Ta może wynikać z dwóch przyczyn: niskiego nakładu emisyjnego (np. banknoty próbne, wydrukowane tylko w kilkuset egzemplarzach) lub, co częstsze, z niskiej "przeżywalności".
Wiele historycznych emisji było systematycznie niszczonych po reformach walutowych, bezpowrotnie ginęło w zawieruchach wojennych lub po prostu zużywało się w obiegu. Drugim filarem wyceny jest stan zachowania. W notafilii używa się niezwykle precyzyjnej skali. Najwyższą wartością jest Stan 1, określany jako UNC (Uncirculated), czyli "menniczy", który nigdy nie był w obiegu i nie ma nawet najdrobniejszego zagięcia. Poniżej są stany AU (About Uncirculated - prawie menniczy), XF (Extremely Fine - wyjątkowo piękny), VF (Very Fine - bardzo piękny, ale z widocznymi śladami obiegu), F (Fine - dobry), aż po P (Poor - słaby). Różnica w cenie bywa astronomiczna.

Ten sam banknot, który w stanie VF może kosztować tysiąc złotych, w idealnym stanie UNC potrafi osiągnąć cenę 50 tysięcy złotych. Nawet jedno, ledwo widoczne zgięcie w rogu potrafi obniżyć wartość o połowę. Kolejnym czynnikiem jest kontekst historyczny, banknoty emitowane w przełomowych momentach, jak wojny, powstania (jak insurekcyjne) czy zmiany ustrojowe (np. pierwsze emisje II RP, czy banknoty Wolnego Miasta Gdańska) cieszą się naturalnie większym zainteresowaniem. Ceny podbijają także błędy drukarskie (np. przesunięty druk, brak znaku wodnego) oraz udokumentowana proweniencja, czyli historia własności danego egzemplarza.
Zobacz też: Rząd zdecydował, emeryci dostaną więcej. Nawet 140 zł co miesiąc
Polski banknot sprzedany za setki tysięcy złotych
Doskonałym przykładem połączenia wszystkich tych cech jest jeden z najdroższych polskich banknotów, jaki kiedykolwiek trafił na publiczną licytacją. Mowa o nominale 500 złotych z czasów Insurekcji Kościuszkowskiej. Formalnie nie był to banknot, lecz "bilet skarbowy", wyemitowany w 1794 roku. Emisja ta była desperacką próbą finansowania zrywu niepodległościowego. Bilety te były formą papierów dłużnych, zabezpieczonych na "dobrach narodowych", czyli w praktyce obietnicą wypłaty po wygranej wojnie.
Historia potoczyła się inaczej. Powstanie upadło, Polska zniknęła z map, a bilety skarbowe stały się bezwartościowe. Większość z nich zniszczono lub po prostu wyrzucono. To tłumaczy ich ekstremalną rzadkość. Historycy i kolekcjonerzy szacują, że do dziś przetrwały zaledwie dwa znane egzemplarze tego konkretnego biletu o nominale 500 złotych. Jeden z nich, stanowiący depozyt, znajduje się w zbiorach Muzeum Narodowego. Drugi, w zdumiewająco dobrym jak na ponad 200 lat i burzliwe losy stanie zachowania (ocenionym na AU 55, czyli "o włos" od stanu menniczego), trafił na aukcję Polskiego Domu Aukcyjnego Wójcicki.
Licytacja, która rozpoczęła się od ceny wywoławczej 150 tys. zł, szybko przerodziła się w zaciętą walkę. Ostatecznie młotek uderzył przy astronomicznej kwocie 350 tys. złotych. To jednak nie jedyny "król" polskich aukcji. W panteonie najdroższych walorów znajduje się też 100 marek polskich z 1919 roku. Egzemplarz z niezwykle rzadkim błędem drukarskim (odwrotnym drukiem orła na rewersie) został sprzedany na aukcji za ponad 287 tys. zł. Innym rarytasem jest banknot 500 marek polskich, również z 1919 roku, znany jako "chłop z kosą", który w idealnym stanie zachowania osiągnął na licytacji ponad 200 tys. zł. Te transakcje to nie tylko ciekawostki. Potwierdzają one, że polska notafilia jest poważnym segmentem rynku inwestycji alternatywnych, który przyciąga coraz większy kapitał.