Nad Polskę nadciągają burze śnieżne. W tych regionach trzeba się przygotować
Listopad 2025 zaskakuje pogodową huśtawką. Po rekordowo ciepłym początku miesiąca synoptycy zapowiadają gwałtowne i niebezpieczne załamanie aury. Nad Polskę nadciąga aktywny front atmosferyczny niosący nie tylko pierwszy poważny atak zimy. W niektórych regionach trzeba przygotować się na burzę śnieżną.
Listopad zaskakuje pogodą
Tegoroczny listopad wpisuje się w globalny trend coraz bardziej dynamicznych i niestabilnych warunków pogodowych w Polsce, który odczuwamy ze zdwojoną siłą. Jeszcze w pierwszym tygodniu miesiąca kraj znajdował się pod wpływem stabilnego wyżu i napływu bardzo ciepłego powietrza z południowego zachodu. Skutkowało to temperaturami, które w wielu regionach, szczególnie na Dolnym Śląsku i w Małopolsce, zbliżały się do 20 stopni Celsjusza. Były to wartości typowe bardziej dla połowy września niż dla późnej jesieni, bijące lokalne rekordy ciepła o kilka stopni. W tym samym czasie, gdy na południu kraju panowała złota jesień, nad Skandynawią już gromadziły się potężne zasoby arktycznego chłodu, czekając na zmianę cyrkulacji.

Prognozy długoterminowe instytutów badawczych już w październiku wskazywały, że listopad 2025 będzie miesiącem pełnym skrajności. Modele pogodowe sugerowały, że będzie to efekt m.in. osłabionej cyrkulacji strefowej (zachodniej), która zwykle przynosi nam łagodną, atlantycką pogodę, na rzecz większej tendencji do blokad antycyklonalnych i cyrkulacji południkowej. Taki układ sprzyja właśnie gwałtownym wymianom mas powietrza. Przewidywano dużą aktywność atmosferyczną i ponadprzeciętną zmienność, która przyniesie zarówno okresy cieplejsze, jak i pierwsze poważne ataki zimy.
Obecnie (w połowie listopada) obserwujemy gwałtowne przejście w kierunku chłodniejszych mas powietrza. Amplituda tej zmiany jest uderzająca. W ciągu zaledwie 72 godzin przechodzimy od aury przypominającej późne lato do warunków zimowych. Temperatury spadły do przedziału 4-9 stopni Celsjusza, a w kolejnych dniach mają oscylować w okolicach 2-7 stopni, by w nocy spaść poniżej zera, co stworzy warunki do oblodzenia.
Ta niestabilność jest coraz częściej wskazywana jako efekt postępujących zmian klimatu. Eksperci z IMGW podkreślają, że zmienia się struktura opadów. Osłabiony, pofalowany prąd strumieniowy (jet stream) sprzyja dłuższemu zaleganiu skrajnych mas powietrza, a gdy już dochodzi do ich starcia, jest ono o wiele bardziej gwałtowne. Ponadto, cieplejsze niż dawniej powietrze jest w stanie zgromadzić znacznie więcej pary wodnej, klimatolodzy szacują, że każdy dodatkowy stopień Celsjusza to około 7 proc. więcej wilgoci w atmosferze. Ta zgromadzona wilgoć działa jak paliwo dla tak ekstremalnych opadów, prowadząc do rozwoju zjawisk konwekcyjnych, które dotąd kojarzyliśmy głównie z letnimi nawałnicami.
Nad Polskę nadciąga burza śnieżna
Same w sobie pierwsze opady śniegu na nizinach w połowie listopada nie są historyczną anomalią. Analizując dane wieloletnie, pierwsze białe dachy w miastach poza terenami podgórskimi pojawiały się często właśnie w drugiej lub trzeciej dekadzie miesiąca. W poprzednich latach podobne alerty pojawiały się w podobnym czasie. Przykładowo, w 2024 roku wyraźniejszy, ale krótkotrwały atak zimy na nizinach odnotowano około 20 listopada. Problem polega jednak na intensywności i charakterze nadchodzących opadów.
Należy stanowczo rozróżnić trzy pojęcia, które często są mylone, a które mogą wystąpić jednocześnie. Śnieżyca to po prostu intensywny opad śniegu. Zawieja to wiatr przenoszący leżący już na ziemi śnieg, a zamieć to połączenie intensywnego opadu śniegu z silnym wiatrem, co drastycznie ogranicza widzialność. Zjawisko, przed którym teraz ostrzegają synoptycy, jest jeszcze rzadsze i groźniejsze. Mowa o “burzy śnieżnej”, która w naszym klimacie występuje niezwykle rzadko. Jest to na tyle nietypowe, że wiele osób może być kompletnie zaskoczonych, słysząc grzmoty podczas zamieci.

Meteorolodzy definiują to zjawisko jako gwałtowny, obfity opad śniegu (często o charakterze konwekcyjnym, czyli bardzo intensywnym, ale krótkotrwałym), któremu towarzyszy silny wiatr oraz wyładowania atmosferyczne. Aby do tego doszło, mechanizm musi być podobny do letnich burz, wymaga to wysoko wypiętrzonych chmur Cumulonimbus. W warunkach zimowych jest to trudne, ponieważ przy powierzchni ziemi jest zwykle za zimno na silne ruchy wstępujące powietrza. Jest to jednak możliwe, gdy nad stosunkowo ciepłe jeszcze podłoże (czy to ląd, który zgromadził ciepło po ostatnich ciepłych dniach, czy cieplejsze niż powietrze wody Bałtyku) gwałtownie napływa bardzo zimna, arktyczna masa powietrza. Powstaje wówczas duża niestabilność atmosfery i znaczny pionowy spadek temperatury (tzw. gradient). Ciepłe, wilgotne powietrze unosi się gwałtownie, tworząc chmury kłębiaste deszczowe. To mechanizm podobny do znanego z USA "efektu jeziora", ale może wystąpić także nad lądem.
Intensywne opady śniegu wewnątrz takiej chmury działają jak naturalny tłumik, przez co grzmoty są często słabiej słyszalne niż latem, bardziej "głuche" i "stłumione". Samo wyładowanie jest jednak równie niebezpieczne jak letni piorun. To zjawisko łączy więc trzy najgorsze elementy zimy: intensywny przyrost pokrywy śnieżnej (nawet 10-15 centymetrów w ciągu 2-3 godzin), porywisty wiatr powodujący zamiecie, oraz nieprzewidywalność wyładowań atmosferycznych, które mogą uderzać w linie energetyczne lub drzewa.
W tych regionach Polaków czeka burza śnieżna
Najnowsze ostrzeżenia meteorologiczne wydane przez Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej, prawdopodobnie drugiego stopnia (w trzystopniowej skali), wskazują na wysokie prawdopodobieństwo wystąpienia właśnie burz śnieżnych. Gwałtowne zderzenie mas powietrza, ciepłego i bardzo wilgotnego, które jeszcze niedawno dominowało nad Polską, z napływającym z północy chłodem arktycznym, stworzy idealne warunki do rozwoju głębokiej konwekcji i chmur burzowych.
Synoptycy alarmują, że front atmosferyczny przyniesie nie tylko śnieg, ale także silny, porywisty wiatr, który w porywach może osiągać 70-80 km/h, a lokalnie, w rejonach przechodzenia komórek konwekcyjnych, nawet więcej. W połączeniu z intensywnymi opadami śniegu o natężeniu kilku centymetrów na godzinę będzie to drastycznie ograniczać widzialność na drogach, miejscami niemal do zera. Prognozy wskazują, że zjawiska te mogą mieć charakter lokalny, ale bardzo intensywny, przypominający letnie "oberwanie chmury" (ang. squall line lub chmury szelfowe), tylko w formie śniegu. Modele pogodowe, które przewidywały na listopad zjawiska o "groźnym przebiegu", właśnie się materializują.
Do burz śnieżnych ma dojść już w poniedziałek na Pomorzu, w reszcie kraju pojawią się opady śniegu. Temperatura będzie wówczas oscylowała od 3 do 13 st. C w weekend, nocami zaś spadnie ona do -5 st. C.