Surowe kary za pomyłkę w segregacji śmieci. Tego nigdy nie wyrzucaj do żółtego kosza
Segregacja odpadów w Polsce wciąż budzi wątpliwości, a niektóre pomyłki mogą być wyjątkowo kosztowne. Choć przyzwyczailiśmy się do pięciu pojemników, diabeł tkwi w szczegółach. Błędne zakwalifikowanie pozornie niewinnego odpadu wiąże się z poważnymi karami finansowymi. Lepiej o tym wiedzieć już teraz, to popularny błąd.
Polacy muszą recyklingować odpady
Polski system gospodarki odpadami opiera się na unijnych dyrektywach, które wyznaczają niezwykle ambitne cele. Zegar tyka nieubłaganie, już do bieżącego 2025 roku Polska jest zobowiązana osiągnąć poziom 55 proc. recyklingu i przygotowania do ponownego użycia odpadów komunalnych. To próg, który dla wielu samorządów wydaje się niemożliwy do przeskoczenia. A to dopiero początek, gdyż kolejne kamienie milowe to 60 proc. recyklingu w 2030 roku i 65 proc. pięć lat później. Tymczasem dane Głównego Urzędu Statystycznego i Eurostatu nie pozostawiają złudzeń.

W 2022 roku poziom recyklingu odpadów komunalnych w Polsce wyniósł zaledwie 36 proc. (dane GUS), podczas gdy średnia unijna oscylowała wokół 48-50 proc. Ta przepaść pokazuje skalę wyzwania. Niewypełnienie obowiązków oznacza ryzyko naliczenia przez Komisję Europejską wielomilionowych kar. Mechanizm jest prosty: brak realizacji celów to sankcje finansowe dla kraju, a te Ministerstwo Klimatu i Środowiska będzie musiało pokryć. W praktyce ciężar ten zostaje przerzucony na samorządy, które nie mają innego wyjścia, jak podnieść opłaty dla mieszkańców.
Założenie systemu jest proste: im lepiej sortujemy u źródła, czyli we własnych domach, tym tańszy i efektywniejszy jest cały proces odzyskiwania surowców. Wprowadzony kilka lat temu Jednolity System Segregacji Odpadów (JSSO), standaryzujący podział na pięć frakcji w całym kraju (metale i tworzywa, papier, szkło, bio i zmieszane), miał to zadanie ułatwić. Zastąpił chaos, w którym każda gmina miała własne zasady. Niestety, mimo ujednolicenia, poziom świadomości społecznej nadal wymaga poprawy. Błędy w sortowaniu, zwłaszcza zanieczyszczanie frakcji surowcowych odpadami bio lub, co gorsza, niebezpiecznymi, drastycznie podnosi koszty całego systemu. Problem nie leży jednak tylko w braku edukacji.
W wielu regionach kraju wciąż brakuje odpowiedniej infrastruktury, czyli nowoczesnych sortowni zdolnych do przetwarzania tak skomplikowanych strumieni odpadów. Unijne cele to zresztą nie tylko recykling. Równie ważna jest redukcja składowania, do 2035 roku na wysypiska ma trafiać nie więcej niż 10 proc. odpadów komunalnych. Dziś w Polsce wciąż składowanych jest grubo ponad 40 proc. śmieci. Presja jest więc potrójna: więcej recyklingu, mniej składowania i lepsza jakość segregacji u źródła. Bez współpracy mieszkańców system się załamie, a koszty eksplodują.
Tu trafiają nieodpowiednie odpady
Najwięcej problemów w codziennej segregacji niezmiennie sprawia żółty pojemnik, przeznaczony na metale i tworzywa sztuczne. To najbardziej złożona i "zanieczyszczona" frakcja. Panuje błędne przekonanie, że można do niego wrzucać wszystko, co jest z plastiku lub metalu. To kosztowna pułapka, która prowadzi do zanieczyszczenia całego strumienia odpadów, czyniąc go bezwartościowym dla recyklera. Zgodnie z zasadami, do żółtego kontenera powinny trafiać przede wszystkim czyste i zgniecione butelki PET, nakrętki (mogą być zakręcone na butelce, sortownie sobie z nimi radzą), opakowania po chemii gospodarczej i kosmetykach (np. szampony, płyny do mycia), plastikowe torby, folia aluminiowa, puszki po napojach i konserwach oraz kartony wielomateriałowe, czyli popularne Tetra Paki po mleku czy sokach.

Kluczowe jest jednak to, czego tam być nie powinno. Zdecydowanie nie wrzucamy tam opakowań po lekach (blistry, butelki po syropach, to odpady medyczne do aptek lub PSZOK), zużytych baterii (PSZOK), sprzętu AGD i elektroniki (elektrośmieci). Ogromnym problemem są też zabawki, nawet jeśli są plastikowe, często składają się z różnych typów tworzyw (np. popularnego ABS, który jest inaczej przetwarzany niż PET) lub zawierają elektronikę. Do żółtego pojemnika nie może też trafić styropian opakowaniowy (np. "kształtki" z pudełka po telewizorze, trafiają do zmieszanych) ani tym bardziej styropian budowlany (odpad budowlany). Dużym błędem jest też wyrzucanie tam mocno zabrudzonych czy tłustych opakowań. Kubeczek po jogurcie wystarczy opłukać, ale zatłuszczony pojemnik po maśle czy butelka po oleju spożywczym powinny trafić do odpadów zmieszanych.
Dlaczego? Sortownie wykorzystują m.in. sortery optyczne. Brud i resztki jedzenia zakłócają ich pracę, a także zanieczyszczają czyste surowce, obniżając ich wartość rynkową. Błędem jest także mycie opakowań w gorącej wodzie, marnujemy w ten sposób cenną wodę i energię. Wystarczy je jedynie opłukać zimną wodą, aby usunąć resztki jedzenia. Kolejnym problemem są odpady pozornie wyglądające na papier, które lądują w niebieskim pojemniku, a powinny w zmieszanych, a mowa tu o paragonach (papier termiczny, nie nadaje się do recyklingu), tłustych opakowaniach papierowych (np. po pączkach) czy papierze powlekanym folią. To samo dotyczy opakowań po chipsach, choć błyszczą metalicznie, są wykonane z wielowarstwowego tworzywa, które obecnie jest nieprzetwarzalne i musi trafić do kosza czarnego (zmieszane).
Zobacz też: Surowe kary za wyrzucanie tego do zwykłego śmietnika. Polacy wciąż nie mają pojęcia
Nigdy nie wrzucaj tego do żółtego pojemnika
Jednym z najpoważniejszych i najczęściej popełnianych błędów jest traktowanie puszek po aerozolach, takich jak dezodoranty, lakiery do włosów, odświeżacze powietrza, ale też farby w sprayu, chemia gospodarcza czy środki ochrony roślin, jako zwykłego odpadu metalowego. To kategoria odpadów niebezpiecznych. Zawierają one resztki substancji chemicznych oraz gaz pędny (często skrajnie łatwopalny), a ze względu na wysokie ciśnienie wewnątrz opakowania stwarzają realne zagrożenie.
W sortowni, podczas procesów mechanicznych, zwłaszcza prasowania surowców w wielkie bele, taka puszka może eksplodować. Skutkiem jest nie tylko uszkodzenie kosztownych maszyn, ale przede wszystkim ryzyko wybuchu pożaru i stworzenie bezpośredniego zagrożenia dla życia i zdrowia pracowników zakładu. Dlatego tego typu opakowania muszą bezwzględnie trafiać do Punktu Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych (PSZOK), który każda gmina ma obowiązek prowadzić. To tam, w kontrolowanych warunkach, są one odbierane i przekazywane do specjalistycznych zakładów utylizacji odpadów niebezpiecznych.
Konsekwencje finansowe błędnej segregacji są coraz dotkliwiej egzekwowane. Gminy, zmuszone do osiągania wskaźników recyklingu, zintensyfikowały kontrole. W zabudowie jednorodzinnej sprawa jest prosta, jeśli firma odbierająca odpady stwierdzi rażące naruszenie (np. aerozole w żółtym worku), zarządca nieruchomości (właściciel) otrzymuje ostrzeżenie, a następnie naliczana jest mu karna, podwyższona opłata. W zabudowie wielorodzinnej błąd jednego mieszkańca może skutkować nałożeniem podwyższonej opłaty na całą wspólnotę lub spółdzielnię, co oznacza stawkę od dwu- do nawet czterokrotnie wyższej niż podstawowa. To jednak nie koniec.
W przypadku uporczywego łamania zasad, straż miejska lub gminna, uprawniona do kontroli, może nałożyć mandat karny w wysokości do 500 złotych. W skrajnych przypadkach, jak wskazuje artykuł 10 Ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach, właściciel nieruchomości (lub zarządca) nierealizujący obowiązku segregacji może zostać ukarany przez sąd grzywną w wysokości nawet 5000 złotych. Warto podkreślić, że PSZOK przyjmuje nie tylko aerozole. To miejsce, do którego mieszkańcy gminy (zazwyczaj bezpłatnie, w ramach opłaty śmieciowej) powinni dostarczać także przeterminowane leki (choć te zbierają też apteki), chemikalia (rozpuszczalniki, resztki farb), zużyte opony, baterie, akumulatory, świetlówki oraz wspomniany sprzęt RTV/AGD. To cały katalog odpadów, których wrzucenie do jednego z pięciu podstawowych pojemników jest nie tylko błędem, ale stwarza poważne zagrożenie chemiczne lub pożarowe.