Polacy szturmują góry, lecz nie tylko Zakopane. W tych miejscach rezerwacje idą jak burza
Polacy, którzy uwielbiają oferty last minute, tym razem mogą się gorzko rozczarować. Obłożenie w punktach noclegowych jest gigantyczne, a ceny wystrzeliły w górę. Nie będzie łatwo znaleźć ekonomiczną ofertę, na takie ceny trzeba się przygotować. Są miasta, które przeżywają prawdziwe oblężenie, zostały ostatnie wolne pokoje.
Zbliża się Boże Narodzenie
Jeszcze dekadę temu polska tradycja nakazywała spędzanie Bożego Narodzenia przy suto zastawionym stole we własnym domu, a wyjazdy w góry kojarzyły się głównie z feriami. Dziś ten model odchodzi do lamusa. Polacy coraz chętniej "uciekają” od świątecznych obowiązków, gotowania, sprzątania i przyjmowania gości, zamieniając je na hotelowy relaks i gotowe kolacje wigilijne.
Z danych portali rezerwacyjnych wynika, że zainteresowanie wyjazdami w okresie świąteczno-noworocznym rośnie z roku na rok, a w tym sezonie turyści zaczęli rezerwować pobyty z zauważalnie większym wyprzedzeniem, notując wzrost liczby rezerwacji względem lat ubiegłych. Efekt? Prawdziwy paraliż rezerwacyjny w najpopularniejszych lokalizacjach.
Choć do świąt i sylwestra zostało jeszcze chwilę czasu, w górach praktycznie nie ma już miejsc. Szczególnie widoczne jest to w Tatrach, które niezmiennie pozostają zimową stolicą Polski. Zakopane przeżywa prawdziwy szturm i to mimo braku głośnych imprez masowych typu dawny "Sylwester Marzeń”. Turystów to jednak nie odstrasza; wręcz przeciwnie, zmiana charakteru zabawy na bardziej regionalny i folkowy przyciąga nowe grupy gości, w tym coraz liczniejszych przybyszów z Węgier, którzy w tym roku stanowią zaskakująco dużą grupę odwiedzających Podhale.

Warto zauważyć, że trend ten nie dotyczy tylko Tatr. Zmiana nawyków Polaków jest widoczna w całym kraju. Chcemy wypoczywać krócej, ale intensywniej, dominują wyjazdy na 2-3 noce, które pozwalają oderwać się od codzienności bez konieczności brania długiego urlopu. Niestety, ta wygoda ma swoją cenę. Rosnący popyt w połączeniu z ograniczoną podażą miejsc w szczycie sezonu sprawia, że za komfort spędzenia świąt czy sylwestra poza domem musimy zapłacić krocie. Wiadomo, gdzie jest odnotowywane największe obłożenie.
Tyle trzeba zapłacić za nocleg
Polacy liczący na ofertę “last minute” w rozsądnej cenie, to w tym roku mogą się srogo zawieść. Ceny noclegów w górach w okresie noworocznym osiągnęły poziom, który dla wielu jest barierą nie do przeskoczenia. Średnia cena za dobę dla dwóch osób w hotelu ze śniadaniem w górach to obecnie wydatek rzędu 710 zł. To jednak tylko statystyka, która bywa myląca, bo w rzeczywistości, szukając noclegu ”na już”, trafiamy głównie na oferty z segmentu premium lub te, które z jakiegoś powodu nie znalazły chętnych wcześniej.

W samym Zakopanem sytuacja cenowa jest jeszcze bardziej dynamiczna. Za najtańsze noclegi w pensjonatach oddalonych od centrum trzeba zapłacić minimum 1300 zł za dwie osoby (pobyt na dwie noce), a w samym sercu miasta ceny startują od ponad 4400 zł. To jednak wciąż "promocja” w porównaniu do ofert luksusowych. Na rynku pojawiają się propozycje, które brzmią wręcz abstrakcyjnie, wynajem domku lub apartamentu na wyłączność na okres sylwestrowy to koszt rzędu 15-19 tys. zł.
Skąd tak drastyczne stawki? Poza standardowym prawem popytu i podaży dochodzi tu kwestia rosnących kosztów prowadzenia działalności, które hotelarze przerzucają na klientów. Mimo to, chętnych nie brakuje. Wiele obiektów utrzymuje ceny z poprzedniego sezonu lub podnosi je tylko nieznacznie, co przy wysokiej inflacji jest odbierane przez turystów jako zachęta. Jednak dla spóźnialskich nie ma taryfy ulgowej, ci, którzy z decyzją zwlekali do grudnia, muszą liczyć się z "paragonami grozy” jeszcze przed wyjazdem.
Zobacz też: MSZ ostrzega Polaków przed podróżą. Teraz turyści latają tam na potęgę
Pełne obłożenie w hotelach, wyjazd będzie utrudniony
Gdzie jest najtrudniej o wolne łóżko? Praktycznie wszędzie tam, gdzie widać góry. Zakopane jest absolutnym liderem niedostępności, w serwisach rezerwacyjnych takich jak Travelist.pl na termin sylwestrowy dostępnych jest zaledwie od 1 do 3 proc. obiektów. Oznacza to, że z każdych stu hoteli czy pensjonatów, 97-99 ma już komplet gości. Podobnie dramatyczna sytuacja panuje w Karkonoszach. W Karpaczu i Szklarskiej Porębie wolnych miejsc jest jak na lekarstwo, dostępność oscyluje w granicach 1 proc., co w praktyce oznacza pojedyncze, często bardzo drogie pokoje.
Problem z dostępnością rozlewa się także na inne regiony. Choć góry są numerem jeden (blisko 90 proc. zajętych pokoi), tłoczno będzie również nad jeziorami (75 proc. obłożenia) i nad Bałtykiem (ok. 70 proc.). Polacy, nie mogąc znaleźć miejsca w Tatrach czy Sudetach, zaczęli szukać alternatyw w mniejszych miejscowościach, takich jak Poronin, Kościelisko czy Ząb, ale i tam "wolne pokoje” to już przeszłość.
Co to oznacza dla turysty, który obudził się z ręką w nocniku? Przede wszystkim konieczność zmiany planów lub drastycznego zwiększenia budżetu. Jeśli marzy ci się powitanie Nowego Roku z widokiem na Giewont, a nie masz jeszcze rezerwacji, pozostaje ci albo polowanie na rzadkie anulacje, albo pogodzenie się z faktem, że tegoroczny sylwester spędzisz w domu lub w mniej obleganym regionie Polski. W górach w tym terminie miejsca są już towarem deficytowym, a tabliczka "brak miejsc” wisi na drzwiach większości obiektów od tygodni.