Płyną ostrzeżenia o nadmiernym deficycie w polskim budżecie. W jednym alarmiści się nie mylą

Do końca czerwca rząd jest zobowiązany przedstawić główne założenia ustawy budżetowej na rok 2026. Już za sprawą budżetu na 2025 r. Andrzej Domański był chwalony przez środowiska progresywne za śmiałe decyzje w kwestii polityki dot. deficytu budżetowego, jednak bardziej konserwatywne stronnictwa upatrują w niej zagrożenia. Nowy raport zwraca uwagę na sprzeczność modelu łączącego "szwedzkie wydatki" i "irlandzkie podatki" i piętnuje przenoszenie finansów publicznych poza budżet.
Upada mit deficytu – z nieadekwatności europejskiej polityki kreowania deficytu publicznego wiedzą już nawet w Brukseli
Rok 2025 r. przejdzie do historii Unii Europejskiej jako ten, w którym Bruksela w końcu skorygowała swoją restrykcyjną politykę kreowania deficytu budżetowego i na rzecz zbrojeń częściowo porzuciła pisane na kolanie surowe zasady procedury nadmiernego deficytu. Zmiana zaszła na tym polu nawet w Niemczech, które m.in. za sprawą polityki zaciskania pasa i braku możliwości zadłużania się są dziś bohaterami takich książek jak "Kaput. Koniec niemieckiego cudu gospodarczego".
Neoklasyczne pojmowanie deficytu budżetowego nadal zbiera krwawe żniwo – krwawe, bo przez myślenie o budżecie państwa tak, jak o budżecie domowym, zarzynane są niekiedy całe gałęzie gospodarki. Straszenie deficytem to po części także domena raportu "Zagrożenia nadmiernego długu publicznego. Edycja 2025" opracowanego przez Instytut Odpowiedzialnych Finansów, Fundację Przyjazny Kraj i Instytut Finansów Publiczny. Słusznie zwrócono jednak w nim przynajmniej na jedną ważną kwestię.

Polska pod względem wydatków w stosunku do PKB już na 8. miejscu w UE
W raporcie na szczęście obyło się bez straszenia, że Polska zbankrutuje przez deficyt budżetowy. Zamiast tego autorzy przekonują, że łączone są dwa sprzeczne ze sobą modele, co na dłuższą metę ma być nie do utrzymania. Chodzi o rosnące wydatki publiczne w połączeniu z podatkami, które rzekomo mają być obniżane.
Osobną kwestię stanowi, że ważniejsza niż obiecywane obniżki jest obowiązująca faktyczna degresywność polskiego systemu podatkowego. Co do korzyści zbierania wyższych podatków nie ma wątpliwości, niewiele uwagi poświęcają jednak rekomendacjom Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Lwia część obaw o nadmierny deficyt przestałaby mieć uzasadnienie, gdyby za radą MFW Polska zaczęła zwalczać degresywność obciążeń podatkowych i wprowadzać realną progresję podatkową.
Dziś Polska pod względem wydatków w stosunku do PKB plasuje się na 8. miejscu wśród państw UE. W raporcie czytamy, że znajduje się tym samym powyżej średniej i wydaje więcej niż Dania, Holandia czy Hiszpania, a wydatki mają tylko rosnąć. Przytoczone zostały prognozy Komisji Europejskiej, według których w 2025 r. wydatki sektora finansów publicznych przekroczą 50,3 proc. PKB – prześcigniemy tym samym Niemcy czy Szwecję.

Polska ma łączyć dwa sprzeczne modele – wysokie, "szwedzkie" wydatki i niskie, "irlandzkie", podatki
Jednocześnie, choć Polska została już objęta procedurą nadmiernego deficytu, to drogą wspomnianych już historycznych decyzji UE wyłączone zostały z niej zbrojenia. To skłania autorów raportu do twierdzenia, że problemem są tzw. transfery socjalne, na które wydawane jest 17,1 proc. PKB. Coraz więcej Polska wydaje także wynagrodzenia w sektorze publicznym.
Polska nie przyjęła euro – dysponując własną walutą, nie podlega polityce Europejskiego Banku Centralnego i czerpie z tego np. taką korzyść, że nie może zbankrutować. Mimo to autorzy raportu jako rekomendację wskazują przyjęcie unijnej definicji długu publicznego. W raporcie znalazły się także ważniejsze spostrzeżenia, np. to, że mimo rosnących wydatków w kraju wciąż brakuje wysokiej jakości usług publicznych.

Jako przykład wymieniana jest służba zdrowia, która jest solą w oku kolejnych ekip rządzących. Jak na dłoni widać tu dekady zaniedbań, niskich nakładów, a także niskich, bo degresywnych podatków, tj. ubezpieczenia zdrowotnego. Choć obniżenie składki zdrowotnej dla przedsiębiorców zawetował Andrzej Duda, to gdyby weszły one w życie (a premier zapowiadał przed wyborami, że nie złoży w tej sprawie broni), z NFZ wyparowałoby rocznie kolejne 4-7 mld zł. Autorzy słusznie zauważają, że do czynienia mamy tu z paradoksem.
Inną ważną kwestią poruszaną w raporcie jest przenoszenie środków budżetu państwa do funduszów takich jak Polski Fundusz Rozwoju czy kapitał Banku Gospodarstwa Krajowego. Ma to zaburzać transparentność finansów publicznych. Rekomendacją jest włączenie ich do budżetu państwa i objęcie kontrolą parlamentarną, co jednak znów może narazić Polskę na działania UE podobne do objęcia zupełnie nieprzystającą do współczesności procedurą nadmiernego deficytu.
O paradoksie "szwedzkich wydatków" i "irlandzkich podatków" oraz wyrosłych na gruncie paradygmatu ekonomii neoklasycznej diagnoz dot. zadłużenia Polski można przeczytać na stronach Instytutu Finansów Publicznych (ifp.org.pl).




































