Dzisiaj historyczny moment w dziejach Polski. Wydarzenie, które nigdy wcześniej nie miało miejsca
Polska (nie) wybiera
Wybory prezydenckie zawsze budziły w Polsce największe emocje, o czym świadczą nie tylko dane dotyczące frekwencji, ale też rezultaty elekcji. W sześciu dotychczas przeprowadzonych głosowaniach powszechnych, aż czterokrotnie (poza pierwszymi wyborami w 1990 roku, których faworytem był Lech Wałęsa i wyborami przeprowadzonymi 10 lat później, gdy wiadomo było, że Aleksander Kwaśniewski reelekcję ma w kieszeni) do samego końca nie wiedzieliśmy kto wygra, a ostateczne wyniki między kontrkandydatami w II turze były dość zbliżone.
Tych emocji dziś nie uświadczymy, bo to właśnie dziś miały odbyć się siódme w historii III RP wybory prezydenckie. Formalnie się odbywają, ale nie ma ciszy wyborczej, nie ma konferencji prasowych Państwowej Komisji Wyborczej odnośnie frekwencji, wreszcie nie ma twitterowego bazarku, dzięki któremu poznajemy ceny poszczególnych produktów, a w rzeczywistości dowiadujemy się, jakim poparciem w danym momencie cieszą się pretendenci do prezydentury.
Przypomnijmy, ze wybory bez wyborów to efekt środowego porozumienia prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego i lidera koalicyjnego Porozumienia Jarosława Gowina. Politycy mieli na stole kilka opcji, by przesunąć dzisiejsze wybory, których przeprowadzenie wiązało się z ogromnym ryzykiem (m.in. wprowadzenie stanu klęski żywiołowej czy zmiany w ustawie zasadniczej, wydłużające kadencję obecnego prezydenta). Zdecydowali jednak, że formalnie wybory się odbędą, ale ich wynik zostanie unieważniony przez Sąd Najwyższy. Prawdziwe wybory zostaną natomiast rozpisane na nowo przez marszałek Sejmu.
Wybory 28 czerwca?
Kiedy ostatecznie wybierzemy głowę państwa? Po wczorajszym zamieszaniu na Nowogrodzkiej, mało prawdopodobne, by głosowanie odbyło się 23 maja. Z informacji Radia Wnet wynika, że obóz rządzący zastanawia się nad 28 czerwca. Ten termin – jak zauważa radio RMF FM – może być jednak bardzo trudny do zrealizowania.
- Obecne przepisy jasno mówią, że wybory należy ogłosić co najmniej na 55 dni przed ich przeprowadzeniem - żeby stworzyć komisje wyborcze, żeby kandydaci mogli się zarejestrować i zebrać podpisy i by poprawnie wydrukować karty wyborcze. Jeśli trzymać się tego terminu 55 dni, to wybory zaplanowane na 28 czerwca marszałek Sejmu powinna zarządzić... tydzień temu – podkreśla dziennikarz rozgłośni Krzysztof Berenda.
PiS planuje w związku z tym zmienić przepisy i skrócić terminy na zbieranie podpisów, tyle, że projekt ustawy o zmianach trzeba napisać, a następnie musi go rozpatrzyć parlament. O ile Sejm może zająć się projektem dość szybko, to zdominowany przez opozycję Senat może przeciągać nad nim pracę, tak jak to miało miejsce w przypadku ustawy o wyborach kopertowych. W efekcie ustawa umożliwiająca wybory 28 czerwca mogłaby zostać uchwalona dopiero kilka dni przed wyborami.
Wszystko wskazuje zatem na to, że wybory prezydenckie odbędą się już w wakacje, co w najnowszej historii polskich wyborów nie będzie ewenementem. Przypomnijmy, że w przedterminowych wyborach prezydenckich w 2010 roku, II tura głosowania odbyła się 4 lipca i wbrew obawom frekwencja okazała się dość wysoka (ok. 55 proc.). Przypomnijmy, że kadencja Andrzeja Dudy dobiega końca 6 sierpnia.