Rząd wprowadził nowy podatek. Tłumaczy go troską o Polaków
Podatek cukrowy ma dbać o zdrowie Polaków, tak przynajmniej twierdzi premier
Podatek cukrowy ma obciążyć przedsiębiorców, którzy sprzedają m.in. napoje słodzone (cukrem, substancjami słodzącymi), oraz produkty z substancjami aktywnymi. Projekt obejmuje także tzw. małpki, czyli butelki z alkoholem o pojemności poniżej 300 ml. Danina będzie pobierana od prowadzących działalność gospodarczą w momencie wprowadzenia produktów do sprzedaży.
Opłata wyniesie 50 groszy od każdego litra napoju z cukrem lub substancją słodzącą. Ponadto dodatkowe 10 groszy zostanie naliczone od produktów, które zawierają kofeinę, taurynę, bądź guaranę. Za każdy nadmiarowy gram cukru w produkcie (więcej niż 5 gramów na 100 ml) doliczona będzie dopłata wysokości 5 groszy. W przypadku "małpek" wyniesie to 25 zł od litra stuprocentowego alkoholu.
W trakcie ostatniej konferencji prasowej premiera Mateusza Morawieckiego i ministra zdrowia Adama Niedzielskiego obaj wystosowali apel o oddawanie osocza przez ozdrowieńców, a później odpowiadali na pytania dziennikarzy. Padło również pytanie o podatek cukrowy i wytłumaczenie, dlaczego rząd zwiększa fiskalizm w trakcie koronakryzysu.
Mateusz Morawiecki wysnuł śmiałą teorię, że wprowadzenie podatku jest formą dbania o zdrowie Polaków. Jak sam stwierdził, jeśli napoje słodzone będą droższe, obywatele rzadziej, lub w ogóle nie będą po nie sięgać. Ponadto pojawiło się częste w przypadku rządu tłumaczenie typu "podobne rozwiązania stosuje się na zachodzie".
Warto zapytać, czy faktycznie ludzie odstawią napoje słodzone, czy ich będą je kupować, tyle że płacąc więcej. Ponadto, czy faktycznie rząd musi aż tak ingerować w dietę Polaków? O tym, że napoje słodzone są szkodliwe, powszechnie wiadomo, a i tak cieszą się niesłabnącą popularnością. Podatek cukrowy to kolejna próba sięgnięcia do portfeli obywateli.
Szczególnie że jak wskazuje Polska Federacja Producentów żywności, nowa opłata doprowadzi nie tylko do podniesienia cen napoju, ale również uderzy w łańcuch dostaw. Według szacunków organizacji ceny napojów słodzonych mogą wzrosnąć nawet o 40 proc.
Kuriozalne tłumaczenie Mateusza Morawieckiego. Zabierze przedsiębiorcom pieniądze po to, żeby im je później oddać
Mateusza Morawieckiego pytano nie tylko o podatek cukrowy, ale też także o opodatkowanie spółek CIT i handlu. Premier stwierdził, że sytuacja gospodarcza jest faktycznie trudna, ale wdrożono tarczę finansową i antykryzysową w celu ratowania miejsc pracy.
- W takiej sytuacji państwo polskie i rząd ma środki i na ratowanie tych branż, na ratowanie tych osób tych miejsc pracy, które są najbardziej zagrożone. Z podatków właśnie polskich podatników [...] ratujemy również gospodarkę, ratujemy te branże, które są w najtrudniejszym położeniu - tłumaczył premier.
Mateusz Morawiecki chwalił się również, że w pewnych aspektach odciążył finansowo przedsiębiorców. Jako sukcesy rządu, które nazwał "pozytywnymi zmianami podatkowymi" wymieniał estoński CIT, czy możliwość rozliczenia PIT-u w systemie ryczałtowym.
Oczywiście żadnym zaskoczeniem nie jest stwierdzenie, że pieniądze z tarczy antykryzysowej pochodzą z pieniędzy podatników. Zastanawiająca wydaje się jednak taktyka zabierania przedsiębiorcom, aby później te pieniądze później między nimi ponownie rozdysponować. Szczególnie że państwo ponosi po drodze dodatkowe koszty (np. urzędnicze).